Sukces militarny z 1916 r. nie przyniósł ostatecznego przesilenia. Rosja, za sprawą wewnętrznych sporów, stała już na progu rewolucji. Jak doszło do zaprzepaszczenia największego zwycięstwa oraz jak ułożyły się dalsze losy generała Brusiłowa?
Przyszły pogromca c.k. armii Aleksiej Brusiłow urodził się w gruzińskim Tyflisie, czyli obecnym Tbilisi, w 1853 r. Po ojcu generale carskiej armii odziedziczył zamiłowania wojskowe. Matka, Maria Luiza Nastojemska, pochodziła natomiast z polskiej rodziny szlacheckiej, co zaowocowało miłością do kawalerii. Zresztą rodzice bardzo wcześnie zmarli, dlatego opiekę nad Aleksiejem przejął dalszy krewny, który umieścił chłopca w elitarnym Korpusie Paziów pełniącym rolę gimnazjum przygotowującego szlachetnie urodzonych wychowanków do oficerskiej służby w imperium. Po ukończeniu Korpusu Brusiłow został skierowany do Pułku Dragonów Twerskich, a istota przydziału do prowincjonalnego garnizonu leżała w nieco przeciętnych wynikach nauki młodego junkra.
Aleksiej piął się po szczeblach oficerskiej kariery, obejmując na przełomie lat 70. i 80. XIX w. stanowisko adiutanta pułku, co pozwoliło mu wziąć udział w wojnie rosyjsko-tureckiej (1879–1881) na froncie kaukaskim. Brusiłow odznaczył się odwagą podczas szturmów tureckich twierdz Ardagan i Kars, co oprócz orderu oznaczało skierowanie do petersburskiej szkoły dowódców kawalerii. W stolicy Brusiłow zatrzymał się aż na 20 lat, ponieważ po ukończeniu szkoły został najpierw jej wykładowcą, a następnie komendantem. Wtedy także nad obiecującym oficerem roztoczył opiekę wielki książę Mikołaj Mikołajowicz, sam zapalony kawalerzysta. To dzięki niemu w 1906 r. Brusiłow już w generalskiej randze objął dowództwo elitarnej 2. Dywizji Kawalerii Gwardii, co zapewniło wejście do grona najbardziej perspektywicznych dowódców rosyjskiej armii. W kolejnych latach kariera generała sięgnęła stanowiska zastępcy dowódcy warszawskiego okręgu wojskowego, a w chwili wybuchu I wojny światowej Stawka, czyli kwatera głównodowodzącego, zadecydowała o powierzeniu Brusiłowowi dowodzenia 8. Armią na froncie austro-węgierskim. Jednak o mały włos, a generał nie wziąłby w ogóle udziału w wojnie.
Gdy w latem 1914 r. serbscy spiskowcy zabili arcyksięcia Ferdynanda Habsburga, Brusiłow wraz z żoną wypoczywał w niemieckich uzdrowiskach i tylko szybka decyzja o powrocie do kraju pozwoliła uniknąć internowania z chwilą wybuchu europejskiego konfliktu. Nieszablonowość myślenia w połączeniu z kawaleryjskimi nawykami była szczególną cechą Brusiłowa. Jego strategia zawierała się w powiedzeniu: błyskawiczne przełamanie na podobieństwo końskiego galopu i równie szybkie rozwijanie osiągniętego powodzenia. Z drugiej strony Brusiłow był zawistnikiem, który oskarżał innych generałów o kopanie pod nim dołków. Zazdrościł także innym wszelkich sukcesów, dlatego generał był trudny i oschły we współżyciu, a przyczyna leżała w uporczywym przekonaniu, że wszyscy dookoła chcą ukraść należną mu sławę. Mimo to był lubiany w wojskach, którymi dowodził, bo dbał o żołnierzy. Z kolei odważne decyzje taktyczne i operacyjne niosły poważanie wśród oficerów. Miarą wzajemnego zaufania był rozkaz dla generała Aleksieja Kaledina, dowódcy 12. Dywizji Kawalerii, wydany podczas trudnego odwrotu 1915 r., który brzmiał: „pozwalam dywizji umrzeć, ale dopiero wieczorem, po wypełnieniu zadania”.
Sukcesy 8. Armii
To Aleksiejowi Brusiłowowi Rosja zawdzięczała w głównej mierze powodzenie w tzw. pierwsze bitwie galicyjskiej 1914 r. W chwili wybuchu wojny sytuacja układała się po myśli Rosjan. Doskonała praca wywiadu pozwoliła nie tylko spenetrować austro-węgierski sztab generalny, ale także ukryć przed wrogiem fakt istnienia dwóch armii – 3. generała Nikołaja Ruzskiego i 8. – Brusiłowa, o których Wiedeń nie miał bladego pojęcia. Dlatego gdy 5 sierpnia oba związki operacyjne przeszły do ofensywy na wschodnim skrzydle frontu galicyjskiego, c.k. armia nie miała żadnych odwodów i była zmuszona do bezładnego odwrotu za przełęcze karpackie. Tymczasem 8. Armia odegrała kluczową rolę w zdobyciu Lwowa, a także wspomogła decydująco natarcie oddziałów Ruzskiego. Tym niemniej cały laur zwycięstwa dostał się właśnie temu generałowi, który odtąd stał się śmiertelnym wrogiem Brusiłowa. Co więcej, ambitny dowódca 8. Armii obraził się na samego cara. Bo Mikołaj awansował go do stopnia generała adiutanta, z formułą: „na pamiątkę mojej inspekcji w walecznej armii”, co Brusiłow potraktował niemal jak potwarz. Przez rok nie pojawiał się w Stawce pod Baranowiczami, by odebrać nominację.