Aby zrozumieć emocje, jakie rodzi Krym, trzeba zacząć od końca. Punkty widzenia stron tragedii, a raczej ofiary i agresora, są znane, ale dla porządku powtórzmy. Dla Ukraińców utrata Krymu jest narodową traumą, której towarzyszy niekończąca się debata. Jej przedmiotem są pytania, jak to się stało i kto jest winien. Natomiast dla Rosji to akt dziejowej sprawiedliwości, a więc powrót Krymu do macierzy.
Tymczasem z przeszłości wyłania się prawda zupełnie inna od zero-jedynkowej. Historia pełna dramatycznych najazdów i czystek etnicznych. Jak skrzętnie podliczyli badacze, półwyspem władało dziesięć różnych imperiów, od Scytów i Rzymian, przez Hazarów i Bizantyjczyków, po Mongołów i Osmanów. Dlaczego? Największym przekleństwem Krymu są jego naturalne atuty. Jeśli spojrzeć na mapę, w oczy rzuca się geostrategicznie położenie. Półwysep jest jak niezatapialny lotniskowiec, który kontroluje Morze Czarne, a zatem szlaki handlowe na Morze Śródziemne. Z kolei ciepły klimat przekształcił kraj w naturalny spichlerz.