To był pierwszy listopad pokoju od 1913 roku. Aż się prosiło, żeby natura jakoś dodatkowo uczciła ten fakt, choćby promykiem słońca, ale na placu Zamkowym pogoda typowo listopadowa, na szczęście nie pada. Z zimnym wiatrem niesie się hymn. Na dzisiejszą uroczystość potrzebne były aż trzy orkiestry. Zaczynają grać „Mazurka Dąbrowskiego". W szeregu żołnierzy rozstawionych co dwa kroki wzdłuż drogi z Belwederu szybko niesie się wieść: Piłsudski jedzie! Jeden po drugim stają na baczność. Ten wyćwiczony w musztrze paradnej ruch daje efekt przypominający nieco meksykańską falę. Samochód wjeżdża na plac Zamkowy, gdzie na specjalnie ustawionych trybunach oczekują zgromadzeni goście: generalicja, politycy, przedstawiciele korpusu dyplomatycznego. Piłsudski odbiera meldunek od dowódcy uroczystości i przemaszerowuje przed pododdziałami, odbierając salut. Niejednemu z obecnych oko zaczepiło się na pagonach Piłsudskiego – nigdy wcześniej ich nie nosił. Obok generalskiego „wężyka" dwie skrzyżowane buławy – oznaka rangi marszałkowskiej. Przemówienie wygłasza najstarszy generał Wojska Polskiego Karol Trzaska-Durski. Doskonale znają się z Legionów. To za sprawą Piłsudskiego pozbawiono go dowództwa. W nowym polskim wojsku takie małostki mają być zapomniane.