Reklama
Rozwiń

WSW a inwazja na Czechosłowację: Zinwigilować żołnierzy

Wojskowa Służba Wewnętrzna też się splamiła udziałem w inwazji na Czechosłowację.

Aktualizacja: 17.08.2018 12:15 Publikacja: 17.08.2018 11:48

Wojskowa Służba Wewnętrzna miała zadania kontrwywiadowcze i pilnowała dyscypliny wśród żołnierzy J

Wojskowa Służba Wewnętrzna miała zadania kontrwywiadowcze i pilnowała dyscypliny wśród żołnierzy J

Foto: Forum

Podczas przygotowań do agresji na Czechosłowację szefostwo WSW powołało grupy operacyjne. Główna znajdowała się przy kierownictwie „Pochmurnego lata '68", czyli manewrów, które jeszcze przed inwazją służyły zastraszeniu czechosłowackich polityków. Miała ona nie tylko kierować pozostałymi grupami operacyjnymi i koordynować ich działania, ale też przekazywać informacje organom kontrwywiadu Zjednoczonych Sił Zbrojnych Układu Warszawskiego.

Kolejne grupy obsadzono przy szefostwie WSW w sformowanej na potrzeby przyszłej inwazji 2. Armii Wojska Polskiego oraz przy poszczególnych dywizjach. Powołano też grupy specjalne, które we współpracy z wywiadem wojskowym i grupami manewrowymi Ministerstwa Spraw Wewnętrznych namierzały i unieruchamiały radiostacje oraz wykrywały „nielegalne" drukarnie.

Za młodzi na ostrą amunicję

Przed przygotowaniami do ćwiczeń WSW sprawdziła wszystkie osoby, które miały wejść w skład 2. Armii WP. Nie wszyscy żołnierze dostali od kontrwywiadu wojskowego zgodę na działalność poza granicami kraju.

Podczas ćwiczeń WSW rozpoznała teren przyszłej inwazji, robiąc wykazy osób pełniących funkcje we władzach Komunistycznej Partii Czechosłowackiej oraz w czechosłowackiej służbie bezpieczeństwa i milicji. Ustalono także dane potencjalnie niebezpiecznych działaczy politycznych, dziennikarzy i naukowców.

Gdy 21 sierpnia 1968 r. rozpoczęła się operacja „Dunaj", dla zapobieżenia dezercjom i chronienia obywateli Czechosłowacji przed nieuzasadnionym użyciem broni przez żołnierzy utworzono 17 komend garnizonowych z obsadą oficerów WSW, funkcjonariuszy MSW i dowództwa WP. Starano się izolować polskich żołnierzy od miejscowej ludności, tak by się z nią nie solidaryzowali. Zarząd WSW 2. Armii musiał w tym momencie inwigilować ponad 27 tysięcy żołnierzy wchodzących w skład armii oraz robić rozpoznanie ludności cywilnej na terenie okupowanym.

Kontrwywiad wojskowy dodatkowo był oczywiście zobligowany do ustalenia miejsc rozlokowania jednostek Czechosłowackiej Armii Ludowej, w czym pomagał mu wywiad wojskowy, czyli Zarząd II Sztabu Generalnego WP.

WSW starało się dotrzeć do osób przychylnych wkroczeniu wojsk i namówić je do współpracy. Największa ilość tzw. kontaktów operacyjnych, bo zrezygnowano z działań agenturalnych na szerszą skalę, wywodziła się z osób zwolnionych ze stanowisk partyjnych i administracyjnych po styczniu 1968 r. Ponieważ oficerowie WSW mieli trudności z nawiązaniem kontaktu z czechosłowackim kontrwywiadem wojskowym, musieli zdać się na funkcjonariuszy miejscowej Służby Bezpieczeństwa i milicji.

Praca operacyjna WSW odbiegała więc zasadniczo od tej nakazanej przez instrukcje. Wynikało to ze specyfiki sytuacji i miejsca. Z tego względu spraw operacyjnych, poza jedną, dotyczącą poszukiwania zagubionej broni, WSW nie prowadziła. Problemem był także brak możliwości odbywania spotkań z agenturą i odbierania meldunków pisemnych. Podczas przemarszu jednostek takie spotkania były wykluczone. A podczas stacjonowania wojska nie wolno było żołnierzowi oddalić się od jednostki. Spotkania były więc ograniczone do minimum.

Wszelkie działania oficerowie kontrwywiadu wojskowego odnotowywali w swoich zeszytach pracy, co narażało ich na dekonspirację. Wystarczyło, że oficer WSW zgubiłby swój zeszyt pracy.

Praca radiokontrwywiadowcza także była ograniczona ze względu na brak odpowiedniego sprzętu. Okazało się bowiem, że kompania manewrowa 7. Pułku Radioelektronicznego WSW nie dysponowała aparaturą do namierzania radiostacji pracujących na falach średnich i długich oraz namiernikami radiowymi potrzebnymi do namierzania w ruchu.

Lepiej wyglądała praca dochodzeniowo-śledcza, chociaż widoczny był tu wyraźny brak wystarczającej liczby oficerów, tym bardziej że nie mogli oni po przekroczeniu granicy z Czechosłowacją oprzeć się na terenowych jednostkach WSW.

Siły porządkowe były najliczniejsze ze wszystkich organów WSW, ale wywodziły się z kadry młodej i niedoświadczonej. Większość żołnierzy dopiero co rozpoczęła służbę w batalionie szkolnym Ośrodka Szkolenia WSW. Stąd gen. Edmund Buła, szef Zarządu WSW 2. Armii, zabronił patrolom ładować ostrą amunicję do broni.

Przedłużanie się inwazji powodowało rozluźnienie dyscypliny nie tylko u zwykłego żołnierza. WSW musiała więc z czasem zwiększyć liczbę patroli.

Kierownictwo było zadowolone

Wycofywanie się wojska do kraju trwało od końca października do 11 listopada 1968 r. Odbywało się bez większych zakłóceń. WSW miała z tym więc najmniej problemów. Żołnierze byli spragnieni powrotu, tym bardziej że część w nagrodę za służbę w Czechosłowacji dostała urlopy, które mogła wykorzystać dopiero w kraju. Zresztą oficerowie i żołnierze służący w organach WSW także czekali na odbiór swoich nagród i odznaczeń.

Już w trakcie ćwiczeń „Pochmurne lato", a następnie podczas samej inwazji okazało się, że struktura WSW nie była należycie dostosowana do tych działań. To powodowało, że bardzo często tworzono doraźne grupy operacyjne i obsadzano oficerami kontrwywiadu wojskowego stanowiska zastępców komendantów wojskowych w komendach garnizonowych. Oficerów i żołnierzy WSW ściągano z kraju bądź z dywizji bezpośrednio biorącej udział w inwazji. Wprowadzało to więc chaos organizacyjny.

Problemem było także utrzymanie stałej łączności między wydziałami a Zarządem WSW 2. Armii WP oraz między oficerami kontrwywiadu wojskowego a wydziałami WSW poszczególnych dywizji. Brakowało także dla organów WSW odpowiednio zorganizowanych pomieszczeń i zabezpieczonych właściwie szaf.

Inwazja i same działania wojenne były czymś nowym dla kontrwywiadu Sił Zbrojnych PRL, stąd nie uniknięto problemów. Mimo poważnych braków i błędów kierownictwo WSW uznało jednak, że siły wojskowego aparatu represji były wystarczające i spełniły swoją rolę. Najbardziej więc zasłużonych czekały awanse i nagrody za zabezpieczenie inwazji, która tak naprawdę splamiła mundur żołnierza Sił Zbrojnych PRL.

Autor jest historykiem, pracownikiem Oddziałowego Biura Badań Historycznych IPN w Katowicach, badaczem historii wywiadu i kontrwywiadu wojskowego PRL

Historia
Jezus Chrystus nie urodził się w roku zerowym. Takiego roku bowiem nie było
Historia
Boże Narodzenie w wiekach średnich
Historia
Tajemnica pudła o sygnaturze Dep. 39
Historia
IPN oskarża sędziów i prokuratorów stanu wojennego
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Historia
Impas w sprawie ekshumacji ofiar ukraińskich nacjonalistów trwa
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku