Alexandrine Petronella Francina Tinné była jedyną w swoich czasach kobietą podróżującą przez piaski Sahary. Mimo to historia często o niej nie pamięta, na mapach nie odnotowuje się śladów jej wyprawy i ogólnie... przemilcza jej osobę. A właściwie przemilczało. Do niedawna. Za legendę Alexine wzięły się ostatnio kobiety i to właśnie dzięki ich przemożnej fascynacji wróciła do szerszej pamięci.
Ona sama we właściwym czasie zainteresowała się raczkującą wówczas sztuką fotografii; nie tylko nauczyła się robić zdjęcia, ale na dodatek gustowała w wykonywanym przez profesjonalistów portrecie. Posiadamy więc sporo jej fotosów, zawsze odpowiednio wystudiowanych: Alexine rozparta na krześle, w eleganckim kapeluszu, z czyściutkim koronkowym kołnierzykiem pod szyją, w bufiastej atłasowej sukni, prawa ręka (ach, gdyby znała jej późniejsze losy!) kokieteryjnie podpiera elegancką głowę, lewa spoczywa spokojnie na kraju sukni. Panna Tinné jest wymownie elegancka, ma sympatyczną, żywą twarz, pełne uroku migdałowe oczy i nieskażoną jedną zmarszczką skórę. Uroda, jeśli nie bliskowschodnia, to przynajmniej śródziemnomorska i to dość bliska kanonu. Któż by pomyślał, że jest Holenderką?
Z Hagi na podbój świata
Urodziła się 17 października 1835 r. w Hadze jako córka arcyzamożnego kupca Filipa F. Tinné i baronessy Henrietty van Capellen. Ojciec dorobił się wielkich pieniędzy w Wielkiej Brytanii, gdzie wylądował w czasach napoleońskich. Do Holandii wrócił dużo później z majątkiem ulokowanym w licznych skrzyniach złota, a owdowiawszy, poszedł w konkury do dziedziczki jednego z najznakomitszych niderlandzkich tytułów arystokratycznych, córki sławnego wiceadmirała floty, panny Henrietty. Czy małżeństwo starszego kupca z młodą dziewczyną było udane, tego nie wiemy. Wiemy natomiast, że pan Tinné osierocił małą Alexine w wieku lat 10 (sam miał już 73 lata), przez co zyskała dwie rzeczy: status dziedziczki największej w Niderlandach fortuny oraz dozgonną przyjaciółkę, towarzyszkę jej pasji i wypraw, wdowę po Filipie Tinné, panią Henriettę – własną matkę. Mimo ciężkiej, wiktoriańskiej atmosfery epoki dom Alexine uznawany był za bardzo liberalny. Pannę Tinné uczono w domu, pobierała również lekcje fortepianu i (co było wówczas symbolem nowoczesności i postępu) fotografii. Wiele jeździła po Europie (Włochy, Skandynawia), a spędzając z przyjaciółmi wakacje w Anglii lub Francji, doskonale opanowała oba lokalne języki. W dniu, kiedy skończyła 19 lat, wraz z matką uznały, że jest gotowa na podbój świata.
I to właśnie wtedy wyruszyły w podróż, która odmieniła ich losy i rzuciła barwne (choć śmiertelne) światło na całą ich rychłą przyszłość. Wybrały się na Bliski Wschód, do Egiptu, a stamtąd na wielbłądach i osłach nad Morze Czerwone, dalej przez Synaj do Ziemi Świętej, nad Morze Martwe i do Damaszku. Nie była to oczywiście wyprawa z perspektywy nauki szczególnie odkrywcza, niemniej podziałała jak dym z palonego opium; odbiła się mocno w wyobraźni i uzależniła od Orientu. Wróciwszy do Kairu, obie panie Tinné były tak oszołomione słonecznym żarem, Beduinami, noclegami na pustyni, legendą Wschodu, że postanowiły pójść w konkury z mężczyznami i, robiąc użytek z rodzinnej fortuny, podjąć wyprawy badawcze w głąb Czarnego Lądu. Co je napędzało? Młodość, potrzeba przygody czy fascynacja? Obie były zdrowymi, pięknymi kobietami; wyrastały nie tylko na domowej legendzie wypraw wypracowanej przez dziadka (i ojca) admirała Capellena, ale i całej rozwichrzonej literaturze romantyzmu, dla której Egipt, piramidy, pustynia i nieznane były wyjątkowo kuszącą pożywką. Na dodatek epoka była taka, że kobiety śladem George Sand wkładały spodnie, paliły papierosy, pisały książki i domagały się równych mężczyznom praw. Rodził się sufrażyzm, a jeśli w podróżach pań Tinné przypadkiem nie o to chodziło, to z pewnością nie miały wątpliwości, że poradzą sobie nie gorzej od mężczyzn.
Ku źródłom Nilu
W 1857 r. kupiły nieduży statek parowy, zapakowały go załogą, prowiantem i wyruszyły w górę Nilu. Załogę stanowili Arabowie, którzy wraz z kilkoma służącymi i żołnierzami oraz koniem, osłem i pięcioma psami tworzyli pełny skład ekspedycji pań Tinné. Statek posuwał się dzielnie w górę rzeki, podróżniczki umilały sobie czas filiżankami kawy i tarotem i dokonywały stosownych obserwacji: „Patrz, córeczko, ile palm!", „A tam jakaś świątynia, może by się zatrzymać?", „Czemu nie? A mamy czas?". W miarę upływu czasu podróż była coraz trudniejsza, statek miotał się w coraz bardziej bystrym nurcie Nilu, aż osiągnąwszy wodospady w Wadi Halfa, musiał zawrócić w drogę powrotną. Panie Tinné były niepocieszone. Wodospadu nie dało się łatwo obejść. Parowiec był za ciężki. Miały więc poczucie zmarnowanego czasu. „Trzeba tu wrócić lepiej przygotowanym" – zawyrokowała Alexine, nieświadoma, że odtąd całe jej życie miało być wiecznym przygotowywaniem wypraw lub ciągłą wyprawą.