Trudno przywołać emocje wywołane zbezczeszczeniem jasnogórskiego sanktuarium w październiku 1909 r., lecz przeważało poczucie hańby. Materialna wartość zrabowanego złota i precjozów, oględnie szacowana na milion rubli, zajmowała głównie socjalistów, chętnie epatujących bogactwem Kościoła. Oprócz zniewagi kultu i tradycji świętokradztwo miało dla Polaków polityczny aspekt, ponieważ odarcie Czarnej Madonny z koron Klemensa XI, było symboliczną detronizacją Królowej jako znaku duchowej suwerenności narodu. Istniała groźba, że car postawi stempel rosyjskiego panowania także na cudownym obrazie, nakładając Bogurodzicy swoje regalia. Tym cenniejszy był pośpiech Piusa X w dostarczeniu nowych koron i sukienki z korali, żeby uroczystej rekoronacji dokonać już 22 maja następnego roku. Sprawców rabunku nie znaleziono, choć plotki sugerowały spisek tajnej policji, żeby pod pretekstem obrony przed dalszą profanacją, wywieźć obraz w głąb Rosji. Jednak nie minęły trzy miesiące od ceremonii, gdy odkryto zło zagnieżdżone w sercu jasnogórskiego klasztoru.