Pisze on: „Archimedes uruchomił swe machiny. Posypały się na piechotę wszelakiego rodzaju pociski i kamienie kolosalnej wielkości, spadające w dół ze świstem i niewiarygodną szybkością, tak że nic nie wytrzymywało ich uderzenia, lecz przewracały wielu ludzi, będących w ich zasięgu, i dezorganizowały szyki. Jednocześnie tam, nad okrętami, zawisły nagle z murów drągi, które jedne okręty zanurzały w głębię uderzając w nie i naciskając swym ciężarem, inne chwytały żelaznymi kleszczami czy też dziobami podobnymi do dziobów żurawi i podnosiły je za przody w górę do położenia pionowego, a następnie tyłem zanurzały w wodę. Jeszcze inne za pomocą naciągniętych lin obracano z rozpędem w koło i tak ciskano na sterczące pod murami strome skały, czyniąc zarazem wielkie zniszczenie wśród znajdujących się na nich i tak samo miażdżonych ludzi. Nieraz także okręt podniesiony w górę z morza obracał się to w tę, to w drugą stronę wisząc w powietrzu swym widokiem wywoływał dreszcz przerażenia, aż w końcu ludzie z niego pospadali i powyskakiwali, a on pusty rozbijał się o mury albo upadał w dół, jeśli uchwyty rozluźniono. [...] Ostatecznie też Marcellus, widząc Rzymian tak zastraszonych, że na widok każdego rozciągniętego na murach, choćby małego sznura czy drąga wołali, że to właśnie Archimedes szykuje na nich jakąś machinę, i odwracając się uciekali, wstrzymał się całkowicie od walki i szturmu [...]” (Plutarch, „Żywoty sławnych mężów”, Marcellus, XVII).

Jak widać, modernizacja sprzętu bojowego i metod walki ma długą tradycję. Co więcej, już w czasach Archimedesa miała w Syrakuzach dwuwiekową tradycję. Wedle Diodora Sycylijczyka tyran tego miasta Dionizjos Starszy (pierwszy władca, o którym wiemy, że nosił stalową kamizelkę w obawie przed zamachem) już w 399 roku p.n.e. podjął badawczo-rozwojowy program zbrojeń finansowany przez państwo, mający wszelkie znamiona nowoczesności: „zgromadził biegłych w sztuce fachowców, powołując ich z miast, nad którymi panował, i zwabiając ich wysoką płacą z Italii i z Grecji, jak również z obszarów należących do Kartaginy [...], podzielił ich na grupy wedle specjalności i postawił nad nimi najznakomitszych obywateli, obdarzając hojnie każdego, kto wytwarzał broń. Jego celem było wyprodukowanie wielkich ilości broni, wszelkiego rodzaju pocisków oraz tetrer [okrętów o czterech rzędach wioseł] i penter [pięciorzędowców]. [...] Był on pierwszym, który pomyślał o budowie takich okrętów”. Mamy więc dalsze analogie do modelu nowoczesnego, wraz z drenażem mózgów, a nawet „cywilną” kontrolą nad przedsięwzięciem o charakterze wojskowym.Jeden z zespołów zorganizowanych przez Dionizjosa wynalazł katapultę, miotającą masywne strzały o prawie dwumetrowej długości. Kiedy flota kartagińska, dowodzona przez Himilkona, przypłynęła z odsieczą swej kolonii sycylijskiej Motti, obleganej przez Greków – wedle opisu Diodora – „Syrakuzanie zabili wielu wrogów, strzelając ostrymi pociskami z ustawionych na lądzie katapult. Właśnie ta broń wywołała wielkie przerażenie, ponieważ była nowym wynalazkiem. W wyniku tego Hamilkon stał się niezdolny do urzeczywistnienia swych zamierzeń i odpłynął do Libii” (Diodor Sycylijczyk, „Biblioteka”, XIV, 1,4).

Tak narodziła się artyleria w wersji starożytnej. W ciągu kilkudziesięciu lat – a więc niesłychanie szybko jak na owe czasy, ale tak właśnie bywa z innowacjami o charakterze militarnym – katapulty rozpowszechniły się w całym świecie śródziemnomorskim. Plutarch podaje, że król Sparty Archidamos III widząc pocisk wystrzelony z katapulty, która wtedy dopiero co została sprowadzona z Sycylii, zawołał: „Na Heraklesa, uległa zagładzie dzielność mężów!” (Plutarch, „Powiedzenia spartańskie”, 20.9, 219a; przeł. Katarzyna Jażdżewska).

Archimedes chlubnie zapisał się na polu doskonalenia techniki wojennej. Dokonał bardzo wiele, nawet jeśli relacje maltretowanych przez niego Rzymian były przesadzone. Mówili oni ponoć o spadających na nich głazach o ciężarze „co najmniej dziesięciu talentów”, czyli ćwierćtonowych. Takich pocisków nie był w stanie wystrzelić żaden ówczesny miotacz. Mogły natomiast być zrzucane na okręty przez specjalne dźwigi – i właśnie tak utrzymuje Polibiusz.