Umiał doprowadzić do sojuszu między germańskimi plemionami Cherusków, Marsów, Chattów, Brukterów, Chauków i Sykambrów. Paterkulus pisze o nim, że był potomkiem znakomitego rodu: „dzielny w boju, odznaczał się bystrym umysłem, inteligencją większą niż barbarzyńska i żarem ducha, przebijającym z twarzy i oczu (...). Trzeźwy obserwator, wiedział doskonale, że najłatwiej zaskoczyć człowieka, który niczego się nie obawia i że z reguły źródłem katastrofy jest poczucie bezpieczeństwa” (II 118).
Germanie, widząc siłę wojsk rzymskich zgromadzonych nad Renem, nie buntowali się otwarcie, lecz pozwalali wierzyć namiestnikowi, że pozostają mu posłuszni. Nasze źródła znowu są zgodne w tym, że Warus poczuł się zbyt bezpiecznie w swojej prowincji. Dion pisze ponadto, że zamiast trzymać wojsko razem, jak wypada na nieprzyjacielskim terytorium, postępował niemądrze i na prośbę lokalnych przywódców wysyłał oddziały w różne strony, np. dla aresztowania rabusiów czy eskortowania wozów z zaopatrzeniem.
W głębokiej konspiracji został zawiązany spisek pod wodzą Arminiusza i jego teścia Segimerusa, którzy do tej pory byli stałymi i zaufanymi towarzyszami Warusa. Dion i Paterkulus zgodnie podkreślają, że Warus nie dawał wiary doniesieniom o ich zdradzie i ignorował ostrzeżenia Segestesa, przywódcy stronnictwa prorzymskiego wśród Germanów. Segestesowi nieco uwagi poświęcił historyk Tacyt, który o tragicznych wypadkach w Germanii za namiestnictwa Warusa wspomina przy okazji opisu późniejszych dokonań Germanika, syna Druzusa Starszego, adoptowanego przez Tyberiusza. O Segestesie pisze, że „jeszcze podczas ostatniej uczty, po której do oręża się wzięto, odsłaniał nam przygotowania do buntu i radził Warusowi, aby jego samego, Arminiusza, i resztę naczelników uwięził: Tłum – jak mówił – po usunięciu przywódców na nic się nie poważy, sam Warus zyska na czasie, żeby winnych od niewinnych odróżnić” („Roczniki”, I 55, przeł. S. Hammer).
Arminiusz wiedział, że jego wojska nie miałyby szans w starciu z legionistami na otwartym polu czy podczas ataku na umocniony obóz rzymski. Piechota rzymska niewątpliwie była silniejsza niż germańscy wojownicy, uzbrojeni jedynie w oszczepy, włócznie i tarcze (na pewno nie każdy z nich posiadał miecz). Dlatego Arminiusz słusznie uznał, że najlepszym wyjściem jest urządzenie zasadzki i zaskoczenie przeciwnika nieprzygotowanego do walki. Zgodnie z przekazem Kasjusza Diona („Historia rzymska”, LVI 19) powstanie wybuchło w miejscu bardzo oddalonym od wojsk rzymskich właśnie po to, aby Warus rozpoczął marsz przez obszary, które uważał za bezpieczne. Na jesieni 9 roku n.e. namiestnik wyruszył więc trzema legionami: XVII, XVIII i XIX, a także z sześcioma oddziałami wojsk pomocniczych oraz z trzema oddziałami jazdy z letniego obozu, najdującego się najpewniej w Minden nad Wezerą. Kasjusz Dion pisze, że Germanie służący w armii rzymskiej początkowo towarzyszyli wyruszającemu z obozu Warusowi, ale potem poprosili, aby mogli zaczekać na inne oddziały, które wspólnie z nimi podążą śladami namiestnika. Ale zamiast przyjść mu z pomocą, dołączyli do zwołanych przez Arminiusza wojowników germańskich i przygotowawszy zasadzkę w Lesie Teutoburskim, znienacka napadli na Rzymian.
Germański miecz, II w. n.e. Groty germańskich włóczni, III w. n.e.