Przyjrzyjmy się źródłom opisującym przebieg bitwy. Niestety, Wellejusz Paterkulus miał zamiar w innym dziele dokładnie opisać rzymską klęskę, ale jeżeli nawet to zrobił, jego przekaz nie zachował się do naszych czasów. W „Historii rzymskiej” opłakuje jedynie poległych Rzymian: „Wojsko dzielne i karne jak żadne w państwie, sprawnością we władaniu bronią i doświadczeniem wojennym pierwsze wśród armii rzymskiej wskutek niedołęstwa wodza, przewrotności wroga i niesprawiedliwości losu zostało osaczone ze wszystkich stron. Odebrano mu nawet swobodę walki, którą pragnęło podjąć, by wydostać się z matni, co więcej, żołnierzy, którzy z rzymską odwagą chwycili za broń, spotkała surowa kara. I tak otoczone lasem, bagnami i zasadzkami zostało wycięte w pień przez wrogów, których zawsze rżnęło jak bydło. Wódz z większą odwagą umierał, niż stawał do walki, idąc za przykładem ojca i dziadka przebił się mieczem” (II 119).Paterkulus dodaje jeszcze, że dzielnie walczył z Germanami Lucjusz Egiusz, hańbą zaś okryli się Cejoniusz, który zgłosił kapitulację, oraz legat Warusa Numoniusz Wala, który opuścił krwawiącą piechotę i na czele jazdy pomknął w stronę Renu.

Więcej szczegółów o okolicznościach rzymskiej klęski znajdziemy u Kasjusza Diona (LXVI 20 – 22). Podaje on, że doszło do niej w poprzecinanych wąwozami górach, gdzie gęsto rosły wysokie drzewa. Wojska były objuczone podwodami, zupełnie jak w czasie pokoju, niektórym żołnierzom towarzyszyły kobiety, dzieci, służba, co spowodowało rozciągnięcie się pochodu. Deszcz i wiatr przyczyniły się do tego, że oddziały Warusa podzieliły się na mniejsze grupy. Podmokły teren leśny, wystające z ziemi korzenie drzew i leżące kłody dodatkowo utrudniały marsz.

Przyczajeni w zaroślach Germanie najpierw zaatakowali Rzymian gradem strzał, a potem, kiedy wielu żołnierzy zostało rannych w pierwszym ataku, podeszli bliżej. Żołnierze wymieszani bezładnie z nieuzbrojonymi i wozami nie mogli podjąć skutecznej obrony. Następnego dnia, porzuciwszy wozy, zabierając tylko to, co najniezbędniejsze, poruszali się już w szyku, ale ponieważ musieli walczyć w lesie, a nie na otwartym polu, piechota i jazda nieudolnie nacierały na wroga, jak pisze Dion „wpadając na siebie nawzajem i na drzewa”.

Mimo to zdziesiątkowane wojsko Warusa posuwało się naprzód i dotarło na otwartą przestrzeń. Ale czwartego dnia o świcie rozpętała się ulewa, wzmagana przez silny wiatr, tak że przemoknięci żołnierze z trudem trzymali oręż w ręku. Przeciwnicy, lekko uzbrojeni i wspomagani napływającymi nowymi siłami, mniej odczuwali trudne warunki atmosferyczne i wciąż atakowali Rzymian. Tego dnia Warus i inni oficerowie, bojąc się, że mogą wpaść w ręce wroga, odebrali sobie życie. To całkowicie załamało morale legionistów i Germanowie z łatwością wyrżnęli niedobitków. Trzy rzymskie legiony przestały istnieć – gdzieś w Lesie Teutoburskim zginęło ok. 20 tys. ludzi.