Na innych wyspach: Nowej Georgii, Bougainville i Nowej Brytanii, w miejscach desantu czekały już pierwsze uzbrojone placówki i małe oddziały Japończyków, których zadaniem było opóźnianie marszu wroga do czasu podjęcia kontrataku przez siły główne znajdujące się w głębi wysp. Uderzenia te wyprowadzano jednak za późno, gdy Amerykanie zdołali umocnić przyczółki i stworzyć lotniska polowe, dzięki którym mieli przewagę w powietrzu nad polem walki.
Piechota japońska nie mogła także liczyć na wsparcie własnej floty, która wyraźnie przegrywała rywalizację z US Navy. W rezultacie japońskie natarcia, pozbawione wsparcia ciężkiej artylerii i lotnictwa, często przypominały samobójcze szarże.
Podczas walk o Wyspy Gilberta w 1943 roku marines musieli się już zmierzyć z dobrze zorganizowaną obroną Japończyków. Szczególnie krwawą lekcję Amerykanie odebrali na wyspie Beto, gdzie obrońcy stawili opór już na plaży.
Świetnie zamaskowane bunkry wyposażone w działa i karabiny maszynowe przetrwały dwudniowe bombardowanie wyspy, a ich załogi powstrzymały lądujących wrogów na brzegu. Pierwszego dnia walk zdziesiątkowane kompanie marines zdobyły przyczółki o szerokości 50 – 100 m. Na szczęście dla Amerykanów Japończycy nie mieli dość sił, aby zepchnąć desant do morza, i w kolejnych dniach za cenę wysokich strat (3300 zabitych i rannych) ich opór został złamany.
Był to przedsmak piekła, jakie czekało marines w 1945 roku na Iwo Jimie i Okinawie, gdzie Japończycy stworzyli rozbudowany system fortyfikacji.