„Chłopczyk” i „Tłuścioch” objawiają niszczycielską moc

24 lipca 1945 roku w przerwie obrad konferencji poczdamskiej, amerykański prezydent Harry Truman „mimochodem” wspomniał Stalinowi, że USA „dysponują nową bronią o niezwykłej sile zniszczenia”. Pewien przewagi Truman zapamiętał, że nieporuszony sowiecki dyktator wyraził tylko uprzejme zadowolenie i nadzieję „na dobre jej użycie przeciw Japończykom”. Ale sowiecki wywiad już od 1942 roku śledził postępy Amerykanów, a zespół Igora Kurczatowa trzeci rok pracował nad sowieckim programem nuklearnym. „Przypadkowa” rozmowa w Poczdamie zapowiadała więc nie tylko atomowy cios wymierzony przez USA w Japonię, ale także nuklearny wyścig między wczorajszymi sojusznikami.

Publikacja: 08.01.2010 06:30

Eksplozja amerykańskiej bomby atomowej nad Hiroszimą, 6 sierpnia 1945 r.

Eksplozja amerykańskiej bomby atomowej nad Hiroszimą, 6 sierpnia 1945 r.

Foto: bridgeman art library

Andrzej Nieuważny - historyk z Uniwersytetu im. Mikołaja Kopernika w Toruniu oraz Akademii Humanistycznej im. Aleksandra Gieysztora w Pułtusku

Rankiem 6 sierpnia 1945 roku należąca do 509. Specjalnej Grupy Uderzeniowej Sił Powietrznych USA (USAAF)) superforteca Boeing B-29 z wymalowaną nazwą „Enola Gay” wystartowała z położonej na archipelagu Marianów wyspy Tinian. Dowodził płk Paul Tibbets,

który ochrzcił czterosilnikowego giganta (43 m rozpiętości skrzydeł!) pieszczotliwym określeniem własnej matki. Uwolniona na wysokości 9,5 km o godz. 8.15 czasu lokalnego czterotonowa uranowa bomba „Little Boy” (Chłopczyk) wybuchła po 43 sekundach nad liczącym 350 tys. mieszkańców portowym miastem Hiroszima, wyzwalając siłę 13,2 kilotony (13 200 ton trotylu) i rozpalając przez dwie sekundy świetlistą łunę. Wybuch i temperatura ok. 3 tys. stopni Celsjusza zniszczyły centrum miasta zabijając 80 tys. ludzi i raniąc dalsze 70 tys. Atomowy grzyb wznosił się na 12 km, a pożar ogarnął kolejne dzielnice. Na ocalałych mieszkańców Hiroszimy spadły z nieba dziwnie wielkie krople chłodnego i czarnego deszczu, który zapowiadał nieznaną dotychczas plagę – promieniowanie radioaktywne. Zabije ono jeszcze 100 tys. nieszczęśników.

Siła zniszczenia poraziła zmysły amerykańskich lotników. Po zwolnieniu bomby Tibbets zdał sobie sprawę, że „rozpętaliśmy piekło i podczas jej opadania manewrowałem maszyną, by jak najbardziej oddalić ją od epicentrum wybuchu. Nie sposób sobie wyobrazić, co potem ujrzeliśmy: oślepiający błysk eksplozji i tę straszliwą masę czarnego dymu, która – pokrywszy całe miasto z dostrzegalnymi jeszcze przed chwilą ulicami i większymi budynkami – zbliżała się do nas z ogromną szybkością”.

Trzy dni później czarny dym pokrył Nagasaki. Zrzucony z B-29 „Bock’s Car” pilotowanego przez mjr. Charlesa Sweeneya 4,5-tonowy plutonowy „Fat Man” (Tłuścioch) zabił ponad 70 z 270 tys. mieszkańców i zniszczył 60 proc. powierzchni miasta, w tym największą w Azji Wschodniej katedrę Urakami.

Ocalałych z bombardowań dopadnie choroba popromienna – już w grudniu 1945 roku liczbę zabitych w obu miastach obliczano na 190 – 230 tys.

50 lat później rejestry japońskiego Ministerstwa Zdrowia wciąż notowały 340 030 Hibakusha (dosłownie „tych, którzy doświadczyli bomby”), wliczając dzieci z napromieniowanych ciąż. Pod koniec marca 2009 roku żyło wciąż 235 569 ofiar, a ich średni wiek to 76 lat.

Do cierpień fizycznych (nowotwory, zaburzenia hormonalne, bezpłodność) setek tysięcy mieszkańców Hiroszimy i Nagasaki dodać trzeba lęk o zdrowie potomstwa oraz długoletni ostracyzm społeczny i rodzinny. O ciszę nad ich tragedią dbała najpierw (krótko) japońska, a potem amerykańska cenzura: 19 września 1945 roku dowodzący okupującymi Japonię wojskami generał MacArthur wprowadził prawo prasowe zakazujące wzmianek o zniszczeniu obu miast.

[srodtytul]Nie lubię tej broni![/srodtytul]

Zmarły 12 kwietnia 1945 roku prezydent Roosevelt uważał użycie broni atomowej za smutną, lecz uzasadnioną konieczność. Cios spaść miał pierwotnie na poszukujące własnej atomowej Wunderwaffe Niemcy – alianci długo nie wiedzieli o przesunięciu niemieckich priorytetów na latające bomby V-1 i rakiety V-2. Jednak gdy 18 września 1944 roku w Hyde Parku Roosevelt rozważał z Churchillem użycie niegotowej wciąż bomby, uderzenie na Niemcy straciło już sens. Postępy aliantów we Francji pozwalały prognozować koniec wojny na przyszłą wiosnę, a więc gdy planowano ukończenie prac nad bombą A.

Celem stała się więc broniąca się twardo Japonia. A wobec niej (amerykańska propaganda mobilizowała społeczeństwo sloganem „Pamiętajcie o Pearl Harbor!”) opory moralne były słabsze niż wobec odległej od USA Trzeciej Rzeszy, do której przeciętny Amerykanin nie czuł nienawiści. Publikowane w prasie zdjęcia i relacje odbitych z rąk Japończyków, wycieńczonych amerykańskich jeńców potęgowały żądzę rewanżu. „Nadszedł właściwy czas, aby zniszczyć żółte niebezpieczeństwo raz na zawsze” – napisze po Hiroszimie do sekretarza stanu kongresmen Plumley, wyrażając amerykańskie vox populi.

Zaznajomiony 25 kwietnia 1945 roku z projektem Manhattan przez sekretarza wojny Stimsona dotychczasowy wiceprezydent Harry Truman (być może dopuszczony już do tajemnicy przez Roosevelta) nie był entuzjastą bomby A. „Nie lubię tej broni!” – pisał w dzienniku, ale godził się na jej użycie. Sceptyków nie brakowało za to wśród generalicji, poczynając od Dwighta Eisenhowera. Zaproszony 20 lipca do Poczdamu wraz z gen. Omarem Bradleyem „Ike” tłumaczył, że atomowy atak na pokonaną już, a szukającą okazji do poddania się bez utraty twarzy Japonię, jest zbędny i moralnie kosztowny. Milczącym zwolennikiem bomby był za to Bradley, który znał szacunki strat dokonane przez planujących inwazję na Japonię sztabowców. Przeciw użyciu bomby opowiadali się niektórzy jej współtwórcy, jak Leo Szilárd. Proponowali ujawnić Japonii potęgę nowej broni, stawiając jej zarazem ultimatum.

Otoczenie prezydenta – Stimson i szef sztabu Marshall, a zwłaszcza sekretarz stanu Byrnes – widzieli w bombie A nie tylko szansę na efektowne zakończenie wojny, ale również atut w powojennej globalnej polityce. Japończycy dostarczali im mocnych argumentów. Lądujący 19 lutego 1945 roku na Iwo Jimie marines po miesiącu walk pochowali 7 tys. kolegów, a dalszych 20 tys. odesłali do szpitali. Atakowana od 1 kwietnia Okinawa stała się dla jej obrońców Tennozan – powtórką szesnastowiecznej bitwy, w której kładzie się na szali wszystko. Planowana na 45 dni amerykańska operacja potrwała 35 dni dłużej, a powodzenie kosztowało życie ponad 12,5 tys. żołnierzy i marines oraz 37 tys. rannych. Poległo też 110 tys. japońskich żołnierzy i 150 tys. cywilów; ledwie 7,5 tys. Japończyków poszło do niewoli. Grozę i obawę przed fanatyzmem potęgowali wśród Amerykanów piloci kamikadze, wbijający swe maszyny w ich okręty z okrzykiem na cześć cesarza.

Amerykańskie lotnictwo panowało jednak w powietrzu, a minująca wejścia do portów US Navy rozpoczęła blokadę Japonii. Odwetowe bombardowania niszczyły systematycznie japońskie miasta. Jasne było, że głód i bombowy terror zmuszą kiedyś Japończyków do kapitulacji. Większość amerykańskich wojskowych uważała jednak, że nie dojdzie do niej bez lądowania na Wyspach Japońskich. A tam czekały nie dwie, jak na Okinawie, a 14 dywizji i pięć brygad. Co najmniej 2 miliony wgryzionych w fortyfikacje żołnierzy, wspieranych przez ludność cywilną. Zakładając, że lądowanie na Kiusiu rozpocznie się 1 listopada, a na Honsiu dopiero w roku następnym, sztabowcy US Army liczyli się ze stratą nawet 200 tys. żołnierzy. Milion GI’s ocalonych jakoby przez bombę atomową pojawił się dopiero po Hiroszimie.

[srodtytul]Dlaczego Hiroszima i Nagasaki?[/srodtytul]

Narady wojskowych, polityków i uczonych z maja 1945 r. przybliżyły decyzję o atomowym ataku. Trumanowi nie przyszła ona lekko i jeszcze 17 czerwca zwierzał się dziennikowi: „Muszę rozstrzygnąć strategię japońską – czy powinniśmy dokonać inwazji samej Japonii, czy zbombardować ją i zablokować? Jest to dla mnie jak dotąd najtrudniejsza decyzja. Ale podejmę ją, gdy będę znał wszystkie fakty”.

Udana próba z 16 lipca oznaczała, że bomby użyć można było tuż po 1 sierpnia. Toteż 26 lipca USA oraz Wielka Brytania i Chiny (ZSRR nie wojował jeszcze z Japonią) wezwały z Poczdamu Tokio do kapitulacji pod groźbą „szybkiego i całkowitego zniszczenia”. Po odrzuceniu ultimatum (jednym z powodów było przemilczenie przyszłości cesarza) Truman rozkazał zrzucić bombę po 2 sierpnia, gdy miał opuścić Europę. A opuszczał ją z przyrzeczeniem, że Sowieci uderzą na Japonię 15 sierpnia. „Dostałem to, po co tu przybyłem – pisał do żony. – Stalin twierdzi, że skończymy tę wojnę o rok wcześniej, a ja myślę o chłopakach, którzy nie zostaną zabici! To jest najważniejsze”.

Dlaczego Hiroszima i Nagasaki? W obu miastach kryły się fabryki zbrojeniowe i obiekty wojskowe. Wcześniej z listy celów specjalny komitet skreślił zniszczone bombami zapalającymi Tokio (tylko 10 marca atak 334 bombowców B-29 zniszczył 267 tys. budynków – 25 proc. miasta, zabijając ok. 100 tys. tokijczyków) oraz Kioto – zabytkową dawną stolicę Japonii, której zagłada uniemożliwiłaby przyszłe pojednanie.

Prawie wszystkie większe miasta i ośrodki przemysłowe Kraju Kwitnącej Wiśni bardzo ucierpiały od konwencjonalnych bombardowań USAAF. Między marcem 1945 roku a sierpniową kapitulacją zginęło od 200 tys. do 0,5 mln Japończyków, a 5 mln straciło dach nad głową. Bombowce zniszczyły też 40 proc. zabudowanej przestrzeni 67 miast (Fukuyama, Tokushima czy Kofu straciły ponad dwie trzecie zabudowy), w tym większość zakładów produkujących dla wojska. Odpowiedzialny za bombardowania strategiczne (i sceptyczny wobec bomby A) generał LeMay twierdził latem 1945 roku, że do końca października bombowce wyczerpią racjonalne cele. Nawet w dzień po Hiroszimie nad Japonią pojawiło się ich 170, 8 sierpnia – 420, a 14 sierpnia – na kilka godzin przed kapitulacją – bomby zniszczyły urządzenia Nippon Oil Company w Tsuchizaki. Rajd startujących z wyspy Guam 132 superfortec B-29 był ostatnim a zarazem najdłuższym (5850 km w obie strony!) w tej wojnie.

[srodtytul]Cesarstwo kapituluje[/srodtytul]

Towarzyszące atomowemu grzybowi nad Hiroszimą oświadczenie Trumana (napisane w Poczdamie, a opublikowane przez Biały Dom – prezydent był bowiem na morzu) nie pozostawiało wrogowi złudzeń: „Jesteśmy teraz gotowi do szybkiego i całkowitego starcia z mapy wszelkiej produkcji uruchomionej przez Japończyków w którymkolwiek z miast. Zniszczymy ich doki, ich fabryki, ich komunikację. Postawmy sprawę jasno; zniszczymy całkowicie zdolność Japonii do prowadzenia wojny”. Wspominając odrzuconą deklarację poczdamską, Truman malował nadciągającą nad Nippon apokalipsę: „jeśli nie przyjmą naszych warunków teraz, mogą się spodziewać spadającego z nieba deszczu ruin, deszczu nieznanego dotąd na tej ziemi. Za tym powietrznym atakiem pójdą liczne jak nigdy dotąd siły morskie i lądowe, których wojenne wyszkolenie dobrze już poznali”. Zrzucony na Nagasaki „Tłuścioch” stał się wykrzyknikiem do ultimatum. Po 24 sierpnia spaść miała jeszcze trzecia bomba.

Nie spadła, gdyż wypadki potoczyły się w zawrotnym tempie. Mistrzowsko rozgrywający dalekowschodnią grę Stalin przyspieszył wypowiedzenie wojny Japonii o tydzień w stosunku do jałtańskich i poczdamskich obietnic. ZSRR zrobił to 8 sierpnia, a następnego dnia ok. 1,5 mln krasnoarmiejców uderzyło na Mandżurię i na dwukrotnie słabszą Armię Kwantuńską. Tego samego dnia spadła bomba na Nagasaki, a cesarz Hirohito przerwał tradycyjne milczenie na naradzie najważniejszych osób w państwie, by przychylić się do sugerowanego przez część Najwyższej Rady Wojennej przyjęcia (10 sierpnia) deklaracji poczdamskiej. Jedynym warunkiem kapitulacji było utrzymanie prerogatyw cesarskich. Po zgodzie Amerykanów (12 sierpnia) na przekazane im przez neutralne Szwajcarię i Szwecję oświadczenie, Hirohito powiadomił rodzinę o kapitulacji.

14 sierpnia superfortece zrzuciły nad Tokio nie bomby, lecz… ulotki z amerykańską odpowiedzią, a rząd premiera Suzuki ogłosił przyjęcie poczdamskiego ultimatum. Dzień później zdumieni Japończycy usłyszeli w radiu głos cesarza. Pierwszy raz w dziejach zwrócił się osobiście do poddanych, przedstawiając w zawoalowanych słowach beznadziejność sytuacji, skutki użycia przez wroga „nowej i najokrutniejszej bomby” oraz konieczność ocalenia narodu przez kapitulację. Przemówienie nagrano poprzedniej nocy i starannie je ukryto, tak że 15 sierpnia znalazło się poza zasięgiem przeciwnych kapitulacji zbuntowanych oficerów gwardii cesarskiej.

Ostatni akord wojny odegrano 2 września na pokładzie zakotwiczonego w Zatoce Tokijskiej pancernika „Missouri”. Pod okiem głównodowodzącego na Dalekim Wschodzie gen. MacArthura akt kapitulacji podpisał minister spraw zagranicznych Shigemitsu oraz szef Sztabu Generalnego gen. Umezu. Ze strony amerykańskiej podpis złożył też dowódca Floty Pacyfiku adm. Nimitz.

[srodtytul]Norymberga w Tokio[/srodtytul]

Od sześciu dni trwała formalna okupacja Japonii (do 1952 roku), której ważnym celem stała się liberalno-demokratyczna przebudowa rozbrojonego japońskiego społeczeństwa. Pomóc miał w tym utworzony w 1946 roku dla osądzenia japońskich zbrodni wojennych Międzynarodowy Trybunał dla Dalekiego Wschodu. Zwycięzcy podzielili ponad 5700 podejrzanych na klasy A, B i C w zależności od ciężaru zarzutów. Spośród skazanych na śmierć 984 oskarżonych klasy B i C powieszono 920, kolejnych 475 otrzymało dożywocie, a 2944 skazano na kary więzienia. Pozostałych 1297 podejrzanych uniewinniono bądź nie postawiono przed sądem. Do tego dodać trzeba skazanych w procesach chińskich i sowieckich.

Oskarżonych o łamanie prawa międzynarodowego, wywołanie agresywnej wojny i zbrodnie na jeńcach 27 wysokich polityków i generałów sądzono w ramach równoległego do Norymbergi tzw. procesu tokijskiego (1946 – 1948). Dwóch zmarło przed wyrokiem, siedmiu, w tym sześciu generałów (a wśród nich premiera Tojo), skazano na szubienicę; powieszono ich w grudniu 1948 roku. 16 politykom i dyplomatom (w tym byłym premierom Hiranumie i Koiso) zasądzono dożywocie. Trzech z nich zmarło w więzieniu, a pozostałych zwolniono warunkowo w latach 1954 – 1956 r. Dwaj byli szefowie MSZ (Togo i Shigemitsu) otrzymali niższe wyroki. Pozostałych 42 podejrzanych klasy A MacArthur uwolnił bez sądu. Przez długie lata w Japonii trwać będą spory o rzeczywistą odpowiedzialność skazańców i ich stopniowa rehabilitacja.

W postępowanie ze zbrodniarzami wojennymi wkradł się już amoralny duch przygotowań do przyszłej wojny. MacArthur udzielił potajemnie immunitetu dowódcy (gen. Ishii) i części personelu Jednostki 731 odpowiedzialnej za badania nad bronią biologiczną i testowanie jej na (głównie chińskich) jeńcach wojennych. Ceną immunitetu były przekazane Amerykanom wyniki badań, niemożliwe do uzyskania w krajach Zachodu.

[srodtytul]Atomowa puszka Pandory[/srodtytul]

Atomowe uderzenie w Japonię natychmiast rozpętało dyskusję nad celowością użycia broni nuklearnej i stworzonym przez nią zagrożeniem. Wedle Przemysława Grudzińskiego („Teologia bomby. Narodziny systemu nuklearnego odstraszania 1939 – 1953”): „złożenie przez Japonię oferty kapitulacji kilka dni po Hiroszimie przekonało twórców strategii atomowej i większość obserwatorów, że decyzja użycia bomby atomowej była słuszna, a założenia strategiczne prawidłowe. Spojrzenie na tę kwestię od strony japońskiej sceny politycznej pokazuje, że bombardowania atomowe były mniej istotne w procesie podejmowania decyzji o kapitulacji. Kapitulacja w wypadku zdeterminowania przywódców, tak jak to było w Japonii, wymagała długiego przygotowania i stopniowych zmian w strukturze władzy. Ten proces trwał od wiosny 1945 r. i był już daleko zaawansowany na początku sierpnia. Istnieją dowody, że wstrząs atomowy ułatwił postawienie kropki nad i.” W sensie poli- tycznym ważniejsze okazało się jednak przystąpienie do wojny Sowietów.

O ile Amerykanie eksponowali militarny charakter decyzji o użyciu bomby, życie szybko dopisało do niego rozdziały polityczne. Wbrew zamiarom waszyngtońskich decydentów demonstracja potwornej siły i bezwzględności przeraziła nie tylko Japonię. Jak pisze Grudziński, „posiadanie arsenału atomowego tylko przez jedno mocarstwo musiało zadrażnić stosunki między sojusznikami, które i tak były dostatecznie napięte”. Rosjanie zrozumieli ostrzeżenie i zapamiętali entuzjazm, z jakim przyjęto w USA decyzję o użyciu atomu bez niezbędnej militarnej potrzeby. Dwa dni po Hiroszimie politbiuro rozpoczęło prace nad planem pięcioletnim, który latem 1946 roku zapewnił środki na budowę rakiet dalekiego zasięgu, broni nuklearnej i nowoczesnych radarów. Jeszcze w 1945 roku powstały złożone z uczonych, inżynierów i dyrektorów fabryk rady do spraw tych broni.

Kontrolę nad programem nuklearnym objął ludowy komisarz spraw wewnętrznych Ławrentij Beria, zwierzchnik osławionego NKWD, a częste narady Kurczatowa ze Stalinem dawały konstruktorom bomby niezwykły komfort pracy. Choć większość niemieckich atomistów wpadła w ręce aliantów zachodnich, wiedza tych, których zagarnęli Sowieci, bardzo się przydała. Dzięki szpiegowskiej ofensywie w USA udało się przyspieszyć produkcję broni A o rok lub dwa. Przesadą jest jednak twierdzenie, że Sowieci ukradli jej tajemnicę. Jak bowiem zauważył duński fizyk Niels Bohr, jedynym sekretem bomby atomowej jest to, że można ją zbudować. Potwierdzał to wybuch, dokonany w ZSRR 29 sierpnia 1949 r., a ogłoszony światu przez… zszokowanych Amerykanów. Stalin dostał swą broń wcześniej, niż przypuszczali, i perspektywa nowej wojny stała się ciałem. A jeśli miało do niej dojść, musiała być atomowa.

Pierwszy raz w dziejach broń groziła nie tylko armiom czy społeczeństwom, ale fundamentom cywilizacji. Amerykański przewodniczący Komisji Energii Atomowej David E. Lilienthal zapisał w 1947 roku w dzienniku: „Wszystkie etyczne ograniczenia walki przestały istnieć – nie dlatego, że środki niszczenia są bardziej okrutne i sprawiają większy ból, albo dlatego, że skutki ich działania na walczących są bardziej odrażające, ale ponieważ nie ma już indywidualnych żołnierzy. Granice zostały zniesione. I to właśnie my, ludzie cywilizowani, doprowadziliśmy proces niszczenia tych reguł do samego końca”.

Od 1946 roku niektórzy amerykańscy politycy zaczęli dostrzegać odstraszający charakter nowej broni – o ile do tej pory celem armii było wygranie wojny, o tyle teraz stało się nim jej uniknięcie. Sformułowanie i rozwinięcie doktryny odstraszania nuklearnego potrwa jeszcze lata. Początek i rozwój zimnej wojny przyspieszyły panowanie broni jądrowej i mocarstw, które nią dysponowały.

[srodtytul]Bilans najkrwawszej z wojen[/srodtytul]

Świat wszedł w fazę zimnej wojny (za jej początek uważa się przemówienie Churchilla w Fulton 3 marca 1946 roku), ledwo zakończywszy prawie sześcioletnią wojnę „gorącą”. Jej skutki trwać miały jednak przez dziesięciolecia – w sferze globalnej polityki zakończy się dopiero w latach 1989 – 1991, wraz z upadkiem Układu Warszawskiego, rozpadem ZSRR, wyzwoleniem państw środkowej i wschodniej Europy spod jego dominacji oraz ponownym zjednoczeniem Niemiec. Słowem – końcem Jałty.

Zakończony atomowym szokiem konflikt miał kilka odsłon. Po szczęśliwym dla Niemiec (a i Japonii) okresie wojny błyskawicznej nadeszła faza zapowiedzianej przez Ludendorffa wojny totalnej – pojedynku nie tylko uzbrojonych ludzi, ale i gospodarek. Tu Niemcy nie miały szans: jeśli w 1944 roku wyprodukowały 27 tys. czołgów, to sowieckie fabryki już rok wcześniej wypuściły ich 30 tys.; latach 1942 – 1943 Brytyjczycy zbudowali 32 tys. czołgów, a pod koniec wojny amerykańska produkcja osiągnęła 90 tys. sztuk. Podobnie rzecz się miała z lotnictwem: 40 tys. niemieckich samolotów z 1944 roku to o jedną czwartą więcej niż produkcja sowiecka (30 tys.), ale daleko za mało, aby zrównoważyć potęgę amerykańską – 90 tys. bombowców oraz 100 tys. maszyn innego przeznaczenia wyprodukowanych do końca wojny.

Z technicznego punktu widzenia lata 1939 – 1945 przyniosły rewolucję. Jej symbolem mogły być samoloty odrzutowe (niemiecki Me-262), rakiety dalekiego zasięgu, radary, czterosilnikowe bombowce czy nowoczesne środki łączności. Walczący nauczyli się współdziałania różnych broni, wielkich operacji desantowych (morskich i powietrznych) czy skomplikowanych rajdów lotniczych.

W latach 1939 – 1945 zmobilizowano żołnierzy 61 z 67 istniejących wówczas państw, w których żyły 2 mld ludzi (80 proc. mieszkańców planety). Wedle Normana Daviesa na wszystkich teatrach wojny poległo 21 – 22 mln żołnierzy, z czego ponad 15,5 mln w Europie (ZSRR stracić miał 8,8 mln, Niemcy – 4,2 mln). Komentując te liczby, Davies pisze: „Po pierwsze, liczba ofiar w Europie była w przybliżeniu dwa razy większa od liczby żołnierzy poległych w rejonie Pacyfiku. Po drugie, ponieważ straty Niemców na froncie wschodnim wynosiły około 80 procent ogólnej liczby poległych, liczba żołnierzy poległych w czasie kampanii niemiecko-sowieckich była mniej więcej pięciokrotnie wyższa od liczby ofiar, jakie pociągnęły za sobą wszystkie kampanie europejskie razem wzięte”.

[srodtytul]Ciemny horyzont Europy[/srodtytul]

Wojna naznaczyła wszystkie kontynenty, ale najmocniej Europę, z której wyszła. Wedle Churchilla (wypowiedź z 1946 roku) „ten szlachetny kontynent składał się z nieprzebranej, drżącej masy udręczonych, głodnych, zgnębionych i zdezorientowanych istot ludzkich”, patrzących na ruiny swych domów i obserwujących „ciemny horyzont w obawie jakiegoś nowego niebezpieczeństwa, tyranii lub okrucieństwa”.

Tylko w Europie straty wojenne szacowano na prawie 260 mld dolarów (najwięcej – 128 mld stracił ZSRR, Niemcy – 48 mld, Francja – 21,5 mld, Polska – 20 mld), jednak wielu wydatków (renty inwalidzkie i inne świadczenia) nie da się zsumować. W przeliczeniu na głowę mieszkańca najciężej doświadczona została Polska. Okupacje – niemiecka i sowiecka – prowadziły do masowego rabunku. Niemcy zawłaszczyli dobra o wartości 20 – 25 mld dolarów, nie policzono wciąż rabunków sowieckich, dokonywanych często w ramach „słusznych odszkodowań wojennych”, i to nie tylko u byłych sojuszników Hitlera.

Jak zauważył pracujący w okupowanych Niemczech amerykański ekonomista, „Stany Zjednoczone karmiły swoją strefę, a Brytyjczycy swoją – tak dobrze jak tylko potrafili […] Rosjanie łupili swoją. Przypominali krowę, która pysk ma w jednej strefie, a wymiona w drugiej”. Straty to nie tylko zniszczenia czy rabunki, ale także zapaść przestawionych na wojenne tory gospodarek (brytyjski eksport spadł po wojnie o 30 proc. w stosunku do poziomu międzywojennego) oraz załamanie handlu międzynarodowego. W 1946 roku ponad 100 mln Europejczyków otrzymywało dzienne racje żywnościowe o wartości odżywczej poniżej 1500 kalorii.

Wojna przyniosła też Europie największą wędrówkę ludów od 1500 lat. Przesunięcia frontów wygnały z domów ok. 50 mln ludzi. Dodajmy do tego miliony spędzonych do Niemiec jeńców, więźniów i robotników przymusowych. Według alianckich szacunków z lata 1945 r. po Europie krążyło ok. 25 mln dipisów (od angielskiego Dis-placed person). Masowe wysiedlenia i deportacje (m.in. Polaków, Ukraińców, Tatarów krymskich, Czeczenów) stały się też udziałem dawnych i nowych obywateli ZSRR.

Nigdy nie poznamy dokładnej liczby ofiar wojny: szacunkowe dane wahają się od 62 do 78 mln ludzi. Choć w liczbach wymiernych największe straty poniosły Chiny, procentowo najcięższe okazały się dla społeczeństw europejskich. Wojny nie przeżyło 16,07 proc. obywateli Polski, ponad 13 proc. obywateli Litwy i ZSRR, 11,38 proc. obywateli Łotwy oraz 10,47 proc. obywateli Niemiec. Nowym fenomenem była znacząca przewaga strat ludności cywilnej nad poległymi żołnierzami – to efekt długotrwałych okupacji, brutalnego zwalczania partyzantki, świadomej eksterminacji cywilów (niemieckie obozy koncentracyjne i zagłada Żydów to najbardziej krzycząca, ale tylko część tych zbrodni), wreszcie totalnej wojny uznającej ostrzał, bombardowanie i palenie miast (w Europie m.in. Coventry, Rotterdam, Warszawa, Kijów, Mińsk, Berlin) za naturalny środek prowadzący do celu. Powojenne procesy zbrodniarzy wojennych (Norymberga, Tokio) to także echo totalizacji wojny i (niekiedy) ideologicznego wsparcia dla zbanalizowanej przemocy.

Andrzej Nieuważny - historyk z Uniwersytetu im. Mikołaja Kopernika w Toruniu oraz Akademii Humanistycznej im. Aleksandra Gieysztora w Pułtusku

Rankiem 6 sierpnia 1945 roku należąca do 509. Specjalnej Grupy Uderzeniowej Sił Powietrznych USA (USAAF)) superforteca Boeing B-29 z wymalowaną nazwą „Enola Gay” wystartowała z położonej na archipelagu Marianów wyspy Tinian. Dowodził płk Paul Tibbets,

Pozostało 98% artykułu
Historia
Telefony komórkowe - techniczne arcydzieło dla każdego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Historia
Paweł Łepkowski: Najsympatyczniejszy ze wszystkich świętych
Historia
Mistrzowie narracji historycznej: Hebrajczycy
Historia
Bunt carskich strzelców
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Historia
Wojna zimowa. Walka Dawida z Goliatem