Włoskie "świnie" groźniejsze od pancerników

Włoskie skrzyżowanie motocykla z bojową torpedą wydaje się zabawne, ale było groźniejsze od wszystkich pancerników Duce.

Aktualizacja: 28.10.2018 07:11 Publikacja: 28.10.2018 01:01

Wizualizacja sposobu działania żywych torped, tzw. świń, które Włosi wykorzystywali w czasie II wojn

Wizualizacja sposobu działania żywych torped, tzw. świń, które Włosi wykorzystywali w czasie II wojny światowej

Foto: Wikipedia

Jeszcze nie świtało, gdy 1 listopada 1918 r. strażnicy portu w Puli wyłowili z wody dwóch wyziębionych włoskich oficerów. Intruzi byli rozczarowani wieścią, że od wczoraj nie mają z kim walczyć i przybyli na Istrię za późno. Cel ich wizyty, czyli stojącą w porcie austro-węgierską flotę, admirał Miklós Horthy zaledwie dzień wcześniej przekazał neutralnemu zalążkowi przyszłej Jugosławii.

Czytaj także:

Mussolini: Człowiek, który zawsze chciał mieć rację

Nowy dowódca okrętów, świeżo mianowany admirał Janko Vuković de Podkapelski, zlekceważył ostrzeżenie Włochów, że jego pancernik „Viribus Unitis" – przemianowany na „Jugosławię" – lada chwila zatonie z powodu wybuchu bomby pod stępką. Gdy nastąpiła zapowiedziana eksplozja, Vuković spoczął na dnie z okrętem i 400 członkami załogi.

Foto: Getty Images

W obliczu zajęcia Puli przez wojska włoskie i zakończenia wojny kilka dni później, nikt nie dociekał, jak dwaj zamachowcy, objuczeni kilkusetkilogramowym ładunkiem wybuchowym, wniknęli do strzeżonego portu bez użycia łodzi.

Od „pijawki" do „świni"

Bohaterami rajdu na Pulę byli: zdolny inżynier, komandor podporucznik Raffaele Rossetti, i jego imiennik porucznik Poulucci z Królewskiej Marynarki, którzy do zamachu użyli prototypu własnego wynalazku, roboczo nazwanego „pijawką". Była to wyposażona w stery i napędzana sprężonym powietrzem wolnobieżna torpeda, którą dwie osoby dosiadały okrakiem. Po dotarciu do celu pojazd – będący w istocie wielką bombą z zapalnikiem czasowym – należało przyczepić pod stępką wrogiego okrętu elektromagnesem, po czym uciec wpław jak najdalej.

Chociaż „pijawka" działała w pełnym zanurzeniu, w 1918 r. brak akwalungów nadal zmuszał do wynurzenia głowy dla zaczerpnięcia oddechu. Niemniej cichy napęd dawał szansę na udany zamach pod osłoną nocy. Zatopienie „Viribus Unitis" już przy pierwszej próbie dowiodło skuteczności „pijawki", jednak zakończenie wojny zesłało projekt Rossettiego do archiwum osobliwości.

Dekadę później zarzuconą ideę odświeżył rozwój automatów oddechowych i regeneratora powietrza, co zauważyli dwaj nurkowie – oficerowie Teseo Tesei i Elios Toschi z Królewskiej Marynarki. Nie dostali jednak wsparcia ani budżetu, ponieważ kryzys uciął wydatki na ekstrawaganckie projekty. Tesei i Toschi pokazali działający prototyp dopiero w 1935 r., po latach niemal chałupniczych prac w Toskanii. Z pierwotnych założeń Rossettiego została tylko idea. Nowa maszyna miała napęd elektryczny umożliwiający przebycie 15 mil z prędkością 2,5 węzła, prosty kokpit z kompasem, głębokościomierzem, zestawem woltomierzy i poziomic oraz dwa miejsca do jazdy na oklep. W dziobowej części torpedy znajdował się odczepiany zasobnik mieszczący minę magnetyczną o wadze 230 kg. Załoga używała indywidualnych zestawów do oddychania z zamkniętym obiegiem tlenu, dzięki czemu pęcherzyki powietrza nie zdradzały obecności nurków. W przeciwieństwie do japońskich kaitenów, włoskiej „żywej torpedy" nie stworzono do misji samobójczych. Zadaniem operatorów było niszczyć okręty przeciwnika, samemu nie dając się ani wykryć, ani zabić.

Już pod koniec lat 30. Włosi rozwijali flotę małych, bardzo szybkich łodzi motorowych i innych jednostek specjalnego przeznaczenia, wyciągając wnioski z bezużyteczności własnych pancerników podczas Wielkiej Wojny. W 1939 r. dzięki pomyślnym testom torpeda i jej konstruktorzy znaleźli się w bazie elitarnego oddziału specjalnego I Flotylli MAS w La Spezii. Ponieważ skrót MAS rzadko rozwijano, nie jest jasne, co dokładnie oznaczał – Motobarca Armato Silurante, czyli Motorowe Łodzie Torpedowe, czy raczej Mezzi Assalto – Pojazdy Szturmowe. Oddział szybko obrósł w propagandową legendę, przez co monogram traktowano jak nazwę własną, czasem tłumaczoną za wieszczem faszyzmu, Gabriele D'Annunzio, jako „memento audere semper" – „zawsze pamiętaj o odwadze".

Nowe jednostki opatrzono kryptonimem SLC – włoskim skrótem od Ciche Podwodne Torpedy, lecz szybko o nim zapomniano. Może przez niesforność i niezgrabność pojazdów, które przez kiepską sterowność lubiły ryć dziobami w morskim dnie, fantazja marynarska już podczas ćwiczeń w Livorno nadała im powszechnie używaną do dziś nazwę „maiale", czyli „świnia".

Marne złego początki

W 1940 r. maiale weszły do wojny jako podwodna część Decima, czyli X MAS, nawiązując do tradycji X Legionu Oktawiana Augusta i Juliusza Cezara. Rys włoskiego romantyzmu nadawał jednostce emblemat z trupią czaszką trzymającą w zębach czerwoną różę.

Do przewozu torped w odległe miejsca ataków marynarka wyznaczyła cztery leciwe, lecz zdatne do służby pomocniczej okręty podwodne. Maiale transportowano w przytwierdzonych do burt trzech albo czterech wodoszczelnych zasobnikach. Jednak pierwszy rok wojny nie był dla podwodnych świń zbyt udany, a kolejne operacje kończyły się fiaskiem, nim torpedy spuszczono do morza.

Sierpniowa próba ataku na port w Aleksandrii spaliła na panewce, gdy okręt „Iride", wiozący cztery maiale i pięć dwuosobowych załóg, zatonął po ataku brytyjskich samolotów torpedowych pod Tobrukiem. Uczestniczący w akcji współtwórca świń, Teseo Tesei, cudem ocalał i zdołał wrócić do Włoch. Jego kolega Elios Toschi we wrześniu trafił do niewoli z pokładu okrętu podwodnego „Gondar", uszkodzonego i zmuszonego do wynurzenia przez brytyjskie niszczyciele pod Aleksandrią. Okręt „Sciré" wrócił z wyprawy na Gibraltar cało, za to z pustymi rękami, ponieważ w porcie nie było jednostek godnych ataku.

Powrót pod Skałę w październiku także skończył się niczym. Psuł się zarówno napęd świń, jak i aparaty oddechowe nurków. Tylko na pancerniku „Barham" udało się założyć minę, lecz nie pod stępką, a na opancerzonej burcie, co ograniczyło skutki wybuchu do zera. Dwaj nurkowie zostali schwytani, lecz Tesei znów uszedł cało, lądując z kolegami w Hiszpanii, skąd wrócił do Włoch.

W maju 1941 r. wyprawę na Gibraltar popsuł niemiecki „Bismarck", wywabiając z portu całą brytyjską flotę.

Nie powiódł się także atak na Maltę. W maju pierwszą próbę odwołano z powodu sztormu, a powtórka w lipcu skończyła się katastrofą. Brytyjskie radary – o których Niemcy i Włosi wciąż nie wiedzieli – wykryły wynurzony okręt podwodny, wskazując cel bateriom artylerii nabrzeżnej. Wśród 33 zabitych włoskich marynarzy aż 15 służyło w Decima MAS, w tym dowódca całej formacji, kapitan fregaty Vittorio Moccagatta. Osobisty zapas szczęścia wyczerpał także Tesei, ginąc z kolegą przy próbie wejścia do portu w Valletcie. Brytyjczycy przechwycili też nieuszkodzoną torpedę porzuconą przez uciekających nurków.

Mimo tragedii maltański wstrząs i konieczność zmiany komendy wyszły formacji na dobre. Późny skutek odniosły też reformy Moccagatty, który dwa miesiące przed śmiercią ustanowił osobne dowództwa dla nawodnej i podwodnej części Decima MAS. Gdy podwodniacy tułali się od portu do portu, ponosząc wyłącznie straty, marynarze z nawodnych motorówek odnosili sukcesy, niszcząc na Krecie dwa tankowce, frachtowiec i ciężki krążownik „York". Być może celem reorganizacji było pobudzenie ducha konkurencji między formacjami.

Świnie ruszają na żer

Komendantem flotylli „świń" został Junio Valerio Borghese – prawdziwy książę z rodu Borgiów, wciąż używający tytułu patrycjusza Rzymu, Neapolu i Wenecji. Ten wykształcony w Londynie arcyfaszysta robił karierę w marynarce, dowodząc okrętami podwodnymi, a ostatnio „Sciré" podczas nieudanych rajdów na Gibraltar.

By przełamać złą passę, na początku września „Sciré" bez rozgłosu zawinął do Kadyksu, skąd zabrał cztery zespoły nurków przywiezionych na grzbiecie maiali. Tylko jednej nocy od podwodnych eksplozji w Gibraltarze zatonęły dwa duże tankowce i jeden frachtowiec. Po akcji komandosi bez przeszkód wylądowali w Hiszpanii, skąd wszyscy wrócili do Włoch. Pierwszy sukces był tylko wstępem do największego wyczynu.

W grudniu „Sciré", z załogowymi torpedami na pokładzie, popłynął na grecką wyspę Leros, gdzie zaokrętował sześciu nurków z oddziału Decima MAS dostarczonych na Morze Egejskie drogą lotniczą, a stamtąd ruszył na południe w kierunku Egiptu. Korzystając z nowiu, okręt wynurzył się nieopodal wejścia do portu w Aleksandrii, wodując trzy świnie i ich dwuosobowe załogi. Akcją dowodził porucznik Luigi de la Penne – we flotylli MAS od 1935 r. Dawno zamierzał zrezygnować ze służby, lecz w marynarce zatrzymała go wojna w Etiopii. De la Penne zyskał szacunek kolegów, z poświęceniem ratując marynarzy z tonącego okrętu „Iride".

Portu przed intruzami broniła stalowa sieć, rozciągnięta pod wodą w poprzek przejścia, lecz przyczajeni w ciemnościach zamachowcy dyskretnie dołączyli do wpływających brytyjskich niszczycieli. De la Penne i Emilio Bianchi obrali za cel niszczyciel „Valiant", chroniony przed torpedami stalową siecią. Jednak pech sprawił, że ich pojazd stracił napęd i opadł na dno, a Bianchi borykał się z zepsutym aparatem oddechowym. De la Penne twierdził potem, że własnymi siłami przeniósł i zainstalował pod stępką okrętu 200-kilogramową głowicę z bombą, choć to mało prawdopodobne. Ostatecznie Bianchi wynurzył się z braku tlenu wprost w światło reflektora czeszącego basen portowy. De la Penne również zrezygnował z ucieczki po ostrzegawczej serii z karabinu maszynowego.

Jeńcy odmówili rozmowy z brytyjskimi oficerami, zamknięto ich więc w jakiejś kajucie „Valianta", blisko dna okrętu. Dopiero kwadrans przed planowanym wybuchem de la Penne kazał powiadomić kapitana Charlesa Morgana o bombie, lecz z braku dokładniejszych wyjaśnień jeńców zostawiono pod pokładem. Mimo to obaj Włosi przeżyli eksplozję niemal bez szwanku, nie licząc lekkiej rany na głowie de la Pennego.

Pozostałe załogi także sprostały zadaniu, choć druga torpeda uległa awarii i pływała w wynurzeniu. Tej nocy oprócz „Valianta" na dnie osiadł pancernik „Queen Elizabeth" i norweski tankowiec „Sagona", a niszczyciel „Jarvis" został bardzo poważnie uszkodzony. Po wykonaniu zadania inni dwaj komandosi poddali się bez walki, a trzecia załoga wyrwała na pełne morze, z zamiarem dotarcia lądem do Rosetty. Jednak marynarze nie znali angielskiego i próbowali płacić pięciofuntówką wycofaną z obiegu, dlatego także wpadli w ręce policji. Atak w Aleksandrii wzbudził panikę wśród Brytyjczyków, ponieważ po zatopieniu pancernika „Barham" przez Niemców wschód Morza Śródziemnego stracił osłonę Królewskiej Marynarki. Tylko z powodu płytkiego dna w porcie pokłady zatopionych okrętów wystawały nad powierzchnię. Zasłoniwszy uszkodzenia brezentem, władze desperacko udawały, że w Aleksandrii nic się nie stało. Okręty udało się podnieść i naprawić dopiero po roku. Włochy chciały wykorzystać chwilową przewagę swojej marynarki, namawiając Niemców do inwazji na Maltę, lecz bez wsparcia Berlina sukces pływających „świń" poszedł na marne. Komandosi Decima MAS wrócili do Aleksandrii jeszcze raz – w maju 1942 r., posyłając na dno zbudowany do naprawy zatopionych okrętów suchy dok.

Pod bokiem wroga

Ze statusu państw neutralnych korzystali szpiedzy całego świata, lecz wskutek zasług z czasów wojny domowej w Hiszpanii Włosi pozwalali sobie na więcej. Już na początku wojny agent Decima MAS, Antonio Ramognino, kupił koło Algeciras nadmorską willę z widokiem na redę i wejście do portu pod Skałą. Jego Villa Carmen była wygodnym punktem obserwacyjnym, a w lipcu 1942 r. posłużyła za bazę wypadową nurków Decima MAS do udanego ataku na cztery alianckie frachtowce. Z okien willi widoczny był także włoski tankowiec „Olterra", rdzewiejący na mieliźnie redy portu w Algeciras. Od czasu, gdy pierwszego dnia wojny statek zatopili brytyjscy komandosi, wrak stał się elementem krajobrazu, na który nikt nie zwracał uwagi.

Latem 1942 r. Borghese zrezygnował z ryzykownego transportu świń do Gibraltaru na okrętach podwodnych i zarządził budowę stałej bazy „ludzkich torped" we wnętrzu „Olterry", do której sprzęt i ludzi bezpieczniej było dostarczać przez terytorium Hiszpanii. Decyzja była tym bardziej pilna, że zasłużony w akcjach Decima MAS „Sciré" został zatopiony nieopodal Hajfy wraz z 11 nurkami i czterema świniami, przy próbie ataku na port.

Hiszpańskie władze przymknęły oko na działania Włochów i wrak wyposażono w pomieszczenia mieszkalne dla ludzi, magazyny, warsztat i hangar dla maiali", które dostarczono w częściach z Hiszpanii. Dwa metry pod linią wody wycięto w kadłubie otwór, przez który nurkowie z maszynami mogli potajemnie opuszczać statek. Tajną placówką, nazwaną oddziałem Wielkiej Niedźwiedzicy, dowodził Licio Visintini.

Wszakże i Brytyjczycy byli coraz lepiej przygotowani do odpierania nawet najbardziej wyrafinowanych ataków. Pod dowództwem por. Lionela Crabba w Gibraltarze powstał specjalny zespół nurków gotowych się znaleźć w wodzie trzy minuty po ogłoszeniu alarmu. Ich zadaniem było wyszukiwanie min i zapobieganie akcjom sabotażowym.

Notabene postać Crabba i sprawa „Olterry" łączą się w polskim wątku, ponieważ to Crabb był pierwszym nurkiem, który oglądał wrak samolotu gen. Sikorskiego po katastrofie. Z drugiej strony, to jedna z załóg świni z oddziału Wielkiej Niedźwiedzicy twierdziła, że z bliska widziała liberatora unoszącego się na wodzie, długo po upadku do morza.

Wielka Niedźwiedzica rozpoczęła działalność umiarkowanym sukcesem, 15 grudnia zatapiając parowiec „Ravens Point". Lecz atak na port dwa dni później skończył się masakrą włoskiego oddziału. Załogę jednej z torped, z dowódcą Wielkiej Niedźwiedzicy za sterami, wykryła i zastrzeliła na miejscu łódź patrolowa, a inni dwaj Włosi zostali schwytani, gdy uciekli przed bombami głębinowymi na amerykański frachtowiec. Tylko jeden nurek wrócił wpław na „Olterrę", a ciała jego koleg Salvatore Leone z Taorminy, nigdy nie znaleziono. Pół wieku później w ogrodach miejskich rodzinnego miasta na jego cześć postawiono replikę używanej przez niego świni. Niemniej pojmanym jeńcom udało się zataić rolę „Olterry" w ataku. Wmówili Brytyjczykom, że przypłynęli okrętem podwodnym. W tym samym czasie świnie przewiezione przez okręt podwodny „Ambra" używały sobie na redzie portu w Algierze, niszcząc i zatapiając wiele statków handlowych.

Nowy dowódca Wielkiej Niedźwiedzicy, Ernesto Notari, powetował sobie klęskę w maju 1943 r., korzystając ze złej pogody, teoretycznie wykluczającej możliwość ataku. Jednej nocy załogi jego świń, nie tracąc żadnego nurka, zatopiły trzy brytyjskie frachtowce i amerykański okręt „Liberty", zabijając przy tym jednego marynarza. Wszyscy nurkowie przypłynęli do hiszpańskiego brzegu i wrócili do Włoch.

Ostatni bezpośredni atak na Gibraltar Włosi przypuścili 3 sierpnia 1943 r., zatapiając cztery frachtowce, z czego dwa amerykańskie uległy całkowitemu zniszczeniu. Poza tym flota Wielkiej Niedźwiedzicy unikała zapuszczania się do portu, decydując się na nocne polowania na redzie, z dala od przeczesujących akwen reflektorów. Ostatnimi ofiarami oddziału był przełamany na pół norweski frachtowiec i zatopiony brytyjski statek handlowy. Kolejny atak powstrzymała kapitulacja Włoch.

Alianci do końca nie podejrzewali roli „Olterry" w atakach na Gibraltar, choć statek był widoczny z portu każdego dnia. Po wycofaniu się Włochów, hiszpańskie władze zacierały ślady operacji, lecz Brytyjczycy ze znalezionych we wraku części i tak zmontowali jedną torpedę, którą jednak stracili przy testach. Przez trzy lata wojny ataki włoskiego Decima MAS zniszczyły ponad 200 tys. ton rejestrowych alianckiej floty, z czego 72 tys. ton okrętów wojennych. Mimo ambitnych planów zamierzony atak na Nowy Jork nigdy nie doszedł do skutku.

Brat przeciw bratu

Gdy pucz Wielkiej Rady Faszystowskiej odsunął Mussoliniego od władzy i Pietro Badoglio ogłosił kapitulację, większość żołnierzy rzuciła broń i po prostu wróciła do domów. Wśród elitarnego Decima MAS doszło jednak do rozłamu, zwłaszcza że głównym dowódcą formacji został fanatyczny faszysta Borghese.

Na terenach zajętych przez aliantów wielu marynarzy zaciągnęło się do nowej włoskiej marynarki Mariassalto księcia Aimone'a di Savoia-Aosta, który dawno zabiegał o odwrócenie sojuszy. Znaleźli się wśród nich m.in. były dowódca X MAS Ernesto Forza, bohater akcji w Aleksandrii de la Penne i jego kolega Spartaco Schergat, który zatopił pancernik „Queen Elizabeth". Alianci chętnie przygarnęli komandosów z marynarki ze względu na ich umiejętności, znajomości włoskich technologii i tajemnic operacyjnych. Bazą nowej elitarnej jednostki stał się Tarent usytuowany „na obcasie włoskiego buta". Decyzja była obarczona dużym ryzykiem, ponieważ Włosi walczący po stronie aliantów nie mogli liczyć na status jeńców wojennych u Niemców, a zwłaszcza u wiernych Mussoliniemu rodaków.

Najbardziej brawurową akcją Mariassalto z udziałem de la Pennego był atak na bazę włoskiej marynarki w La Spezia, skąd wywodziła się Decima. Rajd przeprowadzono z Korsyki za pomocą włoskiego niszczyciela „Grecale". Zgodnie z planem nurkom udało się zatopić krążownik „Bolano" mający służyć Niemcom do blokowania portu. Komandosi bez strat wyszli na ląd i wstąpili do partyzanckiego oddziału.

Ostatnią operacją marynarzy Decima u boku aliantów była próba zatopienia okrętu „Aquila" w Genui. Nie istniały już włoskie świnie, dlatego w akcji użyto ich brytyjskich kopii. Rajd spalił na panewce, ponieważ magnetyczna mina nie chciała przywrzeć do obrośniętego glonami kadłuba i wybuch obok burty nie przyniósł efektów.

Jednak w Republice Salo Borghese utrzymał zwartość i autonomię jednostki, budząc rosnący niepokój Duce o własną pozycję. Mussolini omal nie przyspieszył swego końca, każąc aresztować księcia, co wywołało bunt oficerów Decima i interwencję bezgranicznie ufających Borghese Niemców.

Ostatnia morska operacja sabotażowa X MAS w Livorno skończyła się fiaskiem, a reszta pozostaje czarną kartą w historii jednostki. Marynarze walczyli wprawdzie na froncie i ponosili ciężkie straty w walce z komunistami Tity na Istrii i w Wenecji Julijskiej, lecz na północy Włoch pamięta się raczej masakry i pacyfikacje ludności dokonywane u boku oddziałów SS gen. Karla Wolffa.

Borghese rozwiązał Decimę dopiero w ostatnich dniach wojny, 26 kwietnia 1945 r. Skórę schwytanego przez partyzantów księcia uratowali Anglicy, przewożąc go w amerykańskim mundurze do Rzymu, po czym – za symboliczny wyrok – alianckie kontrwywiady korzystały z jego żarliwego antykomunizmu i koneksji.

Mimo sukcesów i początkowego zainteresowania aliantów idei „ludzkich torped" Rossettiego, Tesei i Toschi nikt już nie rozwijał, a nadchodząca epoka pocisków samosterujących i dronów na zawsze odesłała idę świń do lamusa.

Historia
80. rocznica wyzwolenia obozu Auschwitz-Birkenau. Świat słucha świadectwa ocalonych
Materiał Promocyjny
Koszty leczenia w przypadku urazów na stoku potrafią poważnie zaskoczyć
Historia
Pamięć o zbrodniach w Auschwitz-Birkenau. Prokuratura zamknęła dwa istotne wątki
Historia
Był ślub w Auschwitz. Tylko jeden
Historia
Zbrodnie Auschwitz obciążają niemieckie elity
Historia
80. rocznica marszu śmierci z KL Stutthof. 170 km w mrozie sięgającym poniżej 20 stopni