O tamtym występie Rolling Stonesów w Polsce narosły legendy. Widzów w Sali Kongresowej 13 kwietnia 1967 roku było około sześciu tysięcy (Stonesi dali dwa koncerty), jakieś drugie tyle kłębiło się pod Pałacem Kultury, licząc na wejście. Dziś nikt nie jest w stanie zweryfikować, kto gdzie wówczas był, a w ciągu 45 lat liczba posiadaczy biletów, snujących różne opowieści, zwiększyła się kilkakrotnie.
Legendę tamtego dnia podbudowali też sami muzycy. - Na zewnątrz fani zaczęli zamieszki - wspominał Bill Wyman. - Była masa policji i wojska. Policjanci na koniach gonili fanów, wspierały ich wozy opancerzone z karabinami maszynowymi.
Keith Richard twierdził z kolei, że przed estradą stali milicjanci z karabinami. A w wywiadzie dla magazynu „Rolling Stone" opowiadał: - Na najlepszych miejscach z przodu siedzą synowie i córki elity Partii Komunistycznej w tych swoich brylantach i perłach... i z palcami w uszach. Po jakichś trzech numerach mówię: „Przestań, kurde, grać Charlie. A wy zabierzcie tych sukinsynów z pierwszych rzędów, wyp.... ać! No i sobie poszli".
Wszystkie mity próbuje konfrontować książka Marcina Jacobsona „The Rolling Stones. Warszawa 67" wrocławskiej oficyny Wydawnictwo c2. Jest w niej bogata dokumentacja fotograficzna, a przede wszystkim wspomnienia ponad 30 osób, które były na koncertach lub pracowały przy ich organizacji.