Przyjemnie jest o nim czytać i pisać. Był już dojrzałym, a nawet jak na średniowiecze starszym, bo 40-letnim, mężczyzną, kiedy przyszło mu staczać co roku boje z liczniejszymi wrogami. Wszystkie wygrane! Wymieńmy je w największym skrócie.
1280 – pokonuje Rusinów i Tatarów pod Goślicami. Nigdy dotąd Tatarzy nie zmykali w takim popłochu przed nikim.
1281 – zwycięża wiarołomnego kuzyna w Wielkopolsce.1282 – gdzieś między Narwią a Niemnem dopada objuczonych łupem i prowadzących polskich jeńców Jaćwingów i kładzie ich pokotem. Rozbójnicze plemię już się po tym pogromie nie podniesie.
1283 – pod Rowinami na Podlasiu dogania innych łupieżców – Litwinów. Przemyślnie wywabia ich z lasu i znosi ze szczętem.
Po dwóch latach odnosi wspaniałe zwycięstwo pod Bogucicami nad kolejnym zdradzieckim krewniakiem. Jego kilkusetosobowa drużyna potrafi rozbić trzykrotnie liczniejszego wroga. Na przełomie lat 1287 i 1288 roztropnie nie wychodzi w pole przeciw tatarskiej potędze. Ale rozbija się ona o mury Krakowa i Sandomierza, które wcześniej, kiedy przejął w spadku dziedzictwo po Wstydliwym, wzniósł właśnie Leszek Czarny. Warto w tym miejscu przypomnieć, że książę potrafił nie tylko wojować, ale był też wspaniałym gospodarzem, co udowodnił już w swej pierwszej domenie – ziemi sieradzkiej. Lokował miasta, sprowadzał osadników, sprzyjał rozwojowi handlu i wszelkiej wytwórczości.