Trzy tylko noce poświęcił jej bowiem mąż – Stefan Batory. A czekała na małżonka tak długo – kilkadziesiąt lat! Żaden z wcześniejszych projektów jej mariaży się nie powiódł, zalotnicy się wycofywali bądź okazywali się niegodni, a dwudziestokilkuletni przystojny Francuz rzucił nawet polską koronę i uciekł niemal sprzed ołtarza. Jej korespondencja i inne przekazy pozwalają przypuszczać, że Anna, tak poważna, skromna i bogobojna, była też po prostu prawdziwą kobietą pożądającą oblubieńca. Nawet te obelżywe słowa „jako że chłopa zaznała, gębę wysoko nosi” o tym świadczą.

Batory solennie wypełnił kontrakt zawarty z Polakami. Zgodził się na małżeństwo, więc je po trzykroć skonsumował. Spełniwszy ów obowiązek, odwiedzin żony w swojej łożnicy unikał, a potem – nadal skrupulatnie dotrzymując umowy – ruszył na wojny z Moskwą, również trzy, tyle że o ile bardziej udane!

Anna czekała i czekała. Na próżno. Pewnie później płakała, jak to niewiasta. Chociaż była to niewiasta – druga w naszej historii po Jadwidze – z tytułem króla.

Stefan okazał się na swój sposób lojalny, bowiem kategorycznie odmówił wielmożom polskim starań o rozwód. Natomiast unikanie żony i udawanie się na wojny lub polowania zamiast do łożnicy strasznie się na nim zemściło. Śmiertelnie nawet. Oto polując w dzień świętego Mikołaja A. D. 1586 w okolicach Grodna, podczas strasznych mrozów i wichury, zabił 20 dzików, ale poczuł ból w piersiach, zaniemógł nagle i po kilku dniach zmarł. Swoistą męską lojalność oraz troskliwość o żonę przejawił również Henryk VIII. Kiedy skazał ją na śmierć, sprowadził nawet najlepszego kata z Francji, bo nie dowierzał, aby kaci angielscy pozbawili Annę głowy szybko, sprawnie i – w miarę oczywiście – bezboleśnie.

Nasza Anna umarła własną śmiercią, patrząc na ukochanego siostrzeńca w polskiej koronie. Anna Boleyn nie ujrzała koronacji swej córki. Ale to Elżbieta I uczyniła Anglię potęgą, a Zygmunt III sprowadził na Rzeczpospolitą same nieszczęścia.