W Warszawie gorzej niż w Dreźnie rozumiano, że naczelnym zadaniem Sasów było zapewnienie ich ojczyźnie spokoju i bezpieczeństwa. Nie brano też pod uwagę skali zależności Saksonii od Napoleona, a w samym Księstwie od marszałka Davouta (do jesieni 1808 r.) i kolejnych francuskich rezydentów, którzy odgrywali nad Wisłą rolę wszechmocnych, niemal prokonsulów.
Spory między saską administracją i dworem a polskimi urzędnikami nie były rzadkie. Sasi lekceważyli Polaków – w 1808 r. minister von Manteuffel pisał, że „Między Polakami panuje taka posucha ludzi zdolnych, że mają oni kłopoty ze wszystkim. W ich administracji nie ma nikogo, kto znałby się na finansach lub rachunkowości, gdyż powszechnie wiadomo, że Polacy nie potrafią liczyć (...)”.
We wspomnianej sprawie Virtuti Militari, dbający o wykreślenie nazwy „Polska” z języka oficjalnego minister Bose tłumaczył francuskiemu ambasadorowi, że trzeba „tych panów skłonnych do spisków, tak trudnych do utrzymania, nauczyć, że nie jest to krok ustępliwości wobec Rosji, tylko hołd wobec rozumu, który zabrania, ażeby zachowano ślady tego, co nie istnieje”. Pamiętajmy przy tym, że art. 85 konstytucji stanowił, że „ordery cywilne i wojskowe, będące dawniej w Polszcze utrzymują się; a Król jest naczelnikiem tych orderów”. Artykuł ten, sygnalizujący ciągłość państwa polskiego pod nazwą Księstwa, był solą w oku Rosji. W 1809 r. Napoleon prawdziwie dotknął Fryderyka Augusta zakazem nadawania polskich orderów. Dodajmy, że królowa Maria Amelia nie znosiła tak różnych od jej dworu Polaków, opowiadała się jednak za trwaniem Saksonii przy Napoleonie.