Reklama

Taktyka Armii Radzieckiej

Przygotowani do prowadzenia wojny konwencjonalnej Sowieci wkraczali do Afganistanu kompletnie nieprzystosowani do panujących tam warunków.

Publikacja: 28.12.2007 15:00

Taktyka Armii Radzieckiej

Foto: EAST NEWS

Trudno uchwytny i niewidoczny przeciwnik atakował z ukrycia. W walce z nim nie pomagała przewaga pancerna i lotnicza. Poborowi żołnierze znad Dniestru i Wołgi wpadali w górskie zasadzki mudżahedinów. Szukając schronienia w skalnych zaułkach, zadawali sobie pytanie o sens ich ofiary w tym zapomnianym przez Boga miejscu.

Oto jak jedyny ocalały z takiej zasadzki sowiecki żołnierz wspominał ten dramatyczny epizod: „Zaczęło się wtedy, gdyśmy ruszyli wyżej. Do trzeciego kiszłaku (wioski – red.), który był naszym ostatecznym celem. Nazywał się Marwary, jak cały wąwóz. Zaczęło się, człowieku, jak się zaczęło! Od razu nakryli nas z trzech punktów pięknie, precyzyjnie wybranych. Odcięli od zasadniczych sił, ciężkiego sprzętu. O Boże, jak oni prali! Z gniazd wielkokalibrowych karabinów maszynowych poustawianych na szczytach. Miotaczami min grzali. W ten kiszłak nieszczęsny. Dachy, ściany, gary gorące w powietrzu fruwały. Kawały murów, ziemia, kamienie. Z każdej strony ogień, gdzie dasz radę spojrzeć – strzelają. Nic nie rozumiemy, głowy nie ma jak podnieść, bo ci z mety łeb urwie, nie rozpoznasz sytuacji. Zaczęła się rzeź (...) Z naszego przykrywania (ogniem broni maszynowej – red.) nie ma już żadnego pożytku, wszyscy jesteśmy okrążeni, w uścisku. Strzelali, strzelali. Duchów (mudżahedinów, których Sowieci zwali też duszmenami – red.) znowu dobrze widać, biegają, przemykają się, coraz bliżej, za moment zacznie się walka wręcz, oko w oko. Widać nawet, kiedy trafia rozrywający pocisk z karabinu maszynowego. Gdy kula sięgała celu, aż kawałki ciała leciały, kęsy wyrywało”.

Sowieckie działania militarne w Afganistanie można podzielić na cztery kategorie:

- Duże operacje na szczeblu dywizji przy wsparciu jednostek specjalnych oraz silnych jednostek artylerii i lotnictwa prowadzone w celu zniszczenia dużych grup mudżahedinów działających w ważnych dla rządu regionach. Operacje takie miały zazwyczaj kilka faz i trwały parę tygodni. Z czasem mudżahedini przyjęli taktykę walki małymi grupami.

- Małe operacje na szczeblu pułku przy wsparciu lotnictwa w celu zniszczenia niewielkich oddziałów partyzanckich wyśledzonych przez komunistyczny wywiad afgański. Misje tego typu kończyły się po ok. dziesięciu dniach.

Reklama
Reklama

- Prewencyjne przeczesywanie wsi, podczas którego szukano ukrytej broni i rannych mudżahedinów. Wraz z rozwojem konfliktu działania te przeobraziły się w pacyfikacje polegające na paleniu i mordowaniu ludności całych osad.

- Zasadzki organizowane przez niewielkie grupy rozpoznawcze oraz jednostki specjalne do szczebla kompanii w oparciu o dane wywiadu na szlakach uczęszczanych przez bojowników.

Trudno uchwytny i niewidoczny przeciwnik atakował z ukrycia. W walce z nim nie pomagała przewaga pancerna i lotnicza. Poborowi żołnierze znad Dniestru i Wołgi wpadali w górskie zasadzki mudżahedinów. Szukając schronienia w skalnych zaułkach, zadawali sobie pytanie o sens ich ofiary w tym zapomnianym przez Boga miejscu.

Oto jak jedyny ocalały z takiej zasadzki sowiecki żołnierz wspominał ten dramatyczny epizod: „Zaczęło się wtedy, gdyśmy ruszyli wyżej. Do trzeciego kiszłaku (wioski – red.), który był naszym ostatecznym celem. Nazywał się Marwary, jak cały wąwóz. Zaczęło się, człowieku, jak się zaczęło! Od razu nakryli nas z trzech punktów pięknie, precyzyjnie wybranych. Odcięli od zasadniczych sił, ciężkiego sprzętu. O Boże, jak oni prali! Z gniazd wielkokalibrowych karabinów maszynowych poustawianych na szczytach. Miotaczami min grzali. W ten kiszłak nieszczęsny. Dachy, ściany, gary gorące w powietrzu fruwały. Kawały murów, ziemia, kamienie. Z każdej strony ogień, gdzie dasz radę spojrzeć – strzelają. Nic nie rozumiemy, głowy nie ma jak podnieść, bo ci z mety łeb urwie, nie rozpoznasz sytuacji. Zaczęła się rzeź (...) Z naszego przykrywania (ogniem broni maszynowej – red.) nie ma już żadnego pożytku, wszyscy jesteśmy okrążeni, w uścisku. Strzelali, strzelali. Duchów (mudżahedinów, których Sowieci zwali też duszmenami – red.) znowu dobrze widać, biegają, przemykają się, coraz bliżej, za moment zacznie się walka wręcz, oko w oko. Widać nawet, kiedy trafia rozrywający pocisk z karabinu maszynowego. Gdy kula sięgała celu, aż kawałki ciała leciały, kęsy wyrywało”.

Reklama
Historia
Kongres Przyszłości Narodowej
Materiał Promocyjny
Bank Pekao uczy cyberodporności
Historia
Prawdziwa historia agentki Krystyny Skarbek. Nie była polską agentką
Historia
Niezależne Zrzeszenie Studentów świętuje 45. rocznicę powstania
Historia
Którędy Niemcy prowadzili Żydów na śmierć w Treblince
Materiał Promocyjny
Stacje ładowania dla ciężarówek pilnie potrzebne
Historia
Skarb z austriackiego zamku trafił do Polski
Materiał Promocyjny
Nowy Ursus to wyjątkowy projekt mieszkaniowy w historii Ronsona
Reklama
Reklama