Żadna wojna w dziejach świata – ani druga, ani pierwsza, ani rosyjsko-japońska, ani batalie napoleońskie, ani trzydziestoletnia, ani nawet stuletnia, i peloponeska też nie – nie jest tak znana, nie doczekała się takiego literackiego pomnika jak wojna trojańska. Dlaczego? Ponieważ tylko to starcie opiewał geniusz – Homer.
I żadnemu polu walki na kuli ziemskiej nie towarzyszy takie materii pomieszanie. Wojna trojańska, ponieważ toczyła się o miasto w Troadzie u zachodnich wybrzeży Azji Mniejszej, nad rzeką Skamander. Homer opisał ją w poemacie „Iliada”, bowiem Grecy, zwani Achajami, czyli Hellenowie, znali ją jako Ilion. A naprawdę jest to wzgórze Hisarlik opodal wsi Tevfikiye w tureckiej prowincji Canakkale – na drodze stoi znak z napisem „Truva”. I gdyby nie Homer, pies z kulawą nogą nie wiedziałby ani o tej warowni, ani o tym konflikcie, ponieważ podobnych warowni i podobnych wojen było w starożytności bez liku.
Ale i Homera byłoby za mało. Sława Troi stoi dwoma geniuszami – drugi to Heinrich Schliemann, Niemiec, genialny kupiec (dziś byłby biznesmenem co najmniej tak bogatym jak Bill Gates), genialny archeolog i genialny poliglota. Był piątym dzieckiem pastora Ernesta Schliemanna (matka Luiza Teresa Zofia umarła w 1831, przy dziewiątym porodzie). Jako siedmiolatek otrzymał od pastora na Boże Narodzenie „Ilustrowaną historię świata”, z której największe wrażenie wywarła na nim rycina przedstawiająca pożar Troi. Siedmiolatek postanowił odnaleźć tę warownię.
W 1836 r. czternastoletni Schliemann pracuje w sklepie, w Hamburgu. W 1841 zaciągnął się na statek jako chłopiec okrętowy, ale jego żaglowiec zatonął, a fale wyrzuciły rozbitka na wybrzeże holenderskie. Tam trafił do kantoru handlowego, ale miał już dość pracy typu „przynieś, podaj”. Dlatego wieczorami uczył się języków obcych. Opanował biegle angielski, francuski, włoski, hiszpański, portugalski, holenderski, rosyjski, polski (!), łacinę, grekę nowożytną i starożytną, arabski. W 1846, w trakcie służbowej (handlowej) podróży do Rosji zawarł szereg korzystnych kontraktów dla firmy i awansował na prokurenta. Teraz już wiedział, jak się robi pieniądze. Zaczął handel na własną rękę. Znowu pojechał do Rosji, później do Ameryki. W tych dwóch krajach zrobił fortunę, którą obrócił na badania archeologiczne, na poszukiwanie Troi, ale nie tylko.
Homer w „Iliadzie” nie opisał całej wojny, ale tylko około 50 dni w dziesiątym roku oblężenia. Starożytni Grecy uważali wojną trojańską za wydarzenie prawdziwe, ale historyk Tukidydes zarzucał Homerowi fantazjowanie. Schliemann wierzył w każde słowo Homera, które dotyczyło topografii czy uzbrojenia. Dlatego szukał takiego miejsca, które wojownik w pełnej zbroi mógł obiec trzy razy – tak jak to uczynili Achilles z Hektorem podczas sławnego pojedynku. Znalazł takie miejsce – wzgórze Hisarlik. Ale wcześniej do takiego wniosku doszedł Anglik Frank Calvert. W 1860 r. przeprowadził nawet skromne wykopaliska i odkrył ruiny Troi – ale nikt mu nie uwierzył, a on nie dysponował funduszami na kontynuowanie badań.