Do jednostki dojechaliśmy około południa. Na parterze zastaliśmy skacowanego oficera dyżurnego, a w kancelarii na piętrze – wojskowego pisarza. By to chłopak z maturą, więc dostał trzecią belkę i zatrudnili go w sztabie. Wziął od mojej eskorty papiery, sprawdził przydział, spojrzał na mnie bez wyrazu i poinformował, nie objawiając żadnej emocji.
– Siódma. Przejebane. Jak w ruskim czołgu.
Zrozumiałem, że w 7. kompanii nie czeka na mnie lekka służba.Na trzecim piętrze koszarowca niechlujnie ubrany podoficer z „pasem na jajach” sprawdził mój wygląd.
– Nówka. – Z podziwem obejrzał mój nowy mundur i buty, a potem wskazał drzwi do gabinetu dowódcy. Trzymając czapkę przyciśniętą do lewej nogawki spodni, skinąłem energicznie głową i wyrecytowałem sprężyście;– Obywatelu poruczniku! Szeregowy Ruszar melduje się na kompanii!Mimo mego niewielkiego wzrostu, prezentowałem się wzorowo. Brzmiałem donośnie. Cała moja postawa wcielała wojskową siłę i regulamin. Zza biurka podniósł się oficer i podał mi rękę. Ściskałem ją mocno, po żołniersku, starając się ukryć zaskoczenie: mój dowódca był jeszcze niższy ode mnie!
– Jestem porucznik Ładniak, pseudo chuj! – przedstawił się grzecznie dowódca. Uśmiechał się przy tym, sprawdzając, jakie robi wrażenie. Patrzył mi prosto w oczy.