Ten felieton jest po to, aby śledzić rozmaite kaprysy historycznej wyobraźni: mojej i Twojej, drogi Czytelniku. Mam wrażenie, że strasznie długi „czas egipski” – tak długi, że poza zawodowcem normalny człowiek gubi się w tych nieskończonych, z pozoru łudząco podobnych do siebie, dynastiach – kojarzy się przede wszystkim z „Faraonem” Bolesława Prusa. Świetna to powieść, z pewnością jedna z najlepszych powieści historycznych w dziejach gatunku.Ale dobrze pamiętamy, że bohaterem jest realnie nieistniejący Ramzes XIII, tymczasem pod Kadesz bije się całkiem rzeczywisty Ramzes II. Dziesięciu Ramzesów w tę czy w tamtą na oko nie robi wielkiej różnicy – tak wielka jest trwałość form dostojnej i hieratycznej sztuki egipskiej. O wiele bliższa tym czasom jest powieść Fina Miki Waltariego „Egipcjanin Sinuhe”, której akcja rozgrywa się za życia Horemheba, jednego z poprzedników Ramzesa II na tronie. Wygnany z Egiptu lekarz, tytułowy Sinuhe, podróżuje przez cały kalejdoskop państw i kultur ówczesnego świata – odwiedza Syrię, łagodny rzekomo kraj Mitanni, potężny Babilon, magiczną Kretę. Wszędzie znajduje mądrość i szaleństwo, dobro i zło.Tylko jeden kraj budzi w nim nieprzezwyciężoną zgrozę – małoazjatyckie imperium Hetytów. Jest to bowiem kraj z żelaza. Choć nie gorzej niż gdzie indziej przędą w nim nauki i sztuki, wszystko jest podporządkowane wojnie i podbojom, czyli zorganizowanej woli zabijania. Prędzej czy później ta wola musi się obrócić przeciw Egiptowi, który, aby dać skuteczny odpór, sam musi „nabrać żelaza w swoje członki”, dostać zębów, przekształcić się w społeczność duchowo podobną do Hetytów.To oczywiście „moralna fikcja”, gdyż nie ma historycznych powodów, aby Hetytów uważać za lud choćby trochę agresywniejszy niż jakikolwiek inny, Waltari pisał jednak swą powieść w straszny czas drugiej wojny światowej i ubrał jej pustoszące ludzkie dusze doświadczenie w metafory z epoki egipskiego Nowego Państwa. Gdy tyle wiemy o pobożnych Egipcjanach, to trudno napisać powieść o ich historii z innego niż egipski punktu widzenia. A może ktoś kiedyś napisze coś z punktu widzenia prostego Hetyty?