Szpalty korekty cieszyły moje oko. Były w trzech egzemplarzach. Jeden wrócił z cenzury. Redaktor osadził papierosa w szklanej lufce. Długi czas nie zapalał i dumał.
Patrzyłem smętnie w długie paski korektorskiego składu. Rzecz dotyczyła ucieczki starców z domu spokojnej starości. Nocą przywieziono tam trumny ze spółdzielni stolarskiej specjalizującej się w wyrobie tego asortymentu. Starcy mają płytki sen i bez trudu odkryli przyczynę nocnego hałasu. Popadli w panikę.
– Będą wykańczać! – przekazywali sobie złowróżebną wiadomość.Już to sformułowanie spowodowało wykrzyknik cenzora. Ale miarę jego cierpliwości przebrała ucieczka starców i pogoń za nimi. Ścigała ich milicja.
– Absolutnie nie zgadzają się na milicję – rzekł Redaktor i dodał, że wcale nie przekonał ich argument o humanitarnych względach pościgu.– Dopatrują się w tym szyderstwa w szerszym aspekcie.Decyzja cenzora oznaczała dla mnie koniec nadziei na druk opowiadania. Nagle zgaszone dotąd oczy Redaktora rozbłysły intensywnie. Zapalił wreszcie papierosa.
– Eureka! – wykrzyknął. Pochylił się nad tekstem.