Jednym z najstarszych narzędzi pola walki, stosowanym powszechnie od momentu pojawienia się pierwszych cywilizacji, była proca. Używano jej w starożytności oraz, nieco rzadziej, w średniowieczu. Była na wyposażeniu praktycznie wszystkich armii walczących na Bliskim Wschodzie, miotano z niej pociski zarówno podczas oblężeń, jak i bitew na otwartym terenie.
Proca wykonywana była z dwóch sznurków lub rzemieni o długości od metra do nawet dwóch, do których przymocowywano kawałek skóry albo sznurową siatkę uformowaną w płytką miseczkę/siodełko. Miotacz chwytał wolne końce sznurków w ten sposób, że jeden z nich mocno osadzał w garści, m.in. za pomocą pętli zakładanej na środkowy palec, drugi natomiast zaciskał między kciukiem i palcem wskazującym tak, aby móc szybko go uwolnić. W miseczkę wkładano pocisk, najczęściej kamienny (stosowano też gliniane i ołowiane specjalnie w tym celu produkowane), po czym całość wprowadzano kolistym ruchem ręki w szybkie obroty. Puszczając w odpowiednim momencie jeden z końców sznurka wyrzucano pocisk (siła odśrodkowa) w pożądanym kierunku.
Najczęściej wykonywano dwa, trzy obroty nad głową, a więc w płaszczyźnie poziomej ustawionej prostopadle do toru lotu pocisku. Rzucający musiał wyczuć moment uwolnienia jednego końca sznurka tak, aby nie było odchyleń na boki, a jednocześnie pochylić płaszczyznę wirowania do tyłu i w ten sposób uzyskać właściwy tor lotu w pionie (głowa miotacza przeszkadza w uzyskaniu idealnej płaszczyzny poziomej). Natomiast rzuty w płaszczyźnie pionowej (proca z boku miotacza) stosowano, kiedy należało cisnąć pocisk w górę (np. podczas oblężenia). Istniała także technika pośrednia – skośna. Mimo pozornej prostoty, wręcz prymitywizmu owej broni, skuteczne jej stosowanie wymagało długotrwałego i cierpliwego treningu, co czyniło z niej oręż wyspecjalizowaną. Liczyła się nie teoria, ale wyczucie, które każdy miotający musiał w sobie wyrobić.
Zaletą procy były jej gabaryty i powszechność amunicji. Po dłuższym treningu można było osiągnąć dużą precyzję rzutu na dystansie nawet 200 m (niektórzy wskazują jako górną granicę 400 m). Na przykład w armii egipskiej bronią tą posługiwali się zapewne jedynie najemnicy. Najsłynniejszymi procarzami byli mieszkańcy Rodos i Balearów, których wynajmowano choćby do służby w armii kartagińskiej i rzymskiej. Przyjmuje się, że na dystansie 200 m trafiali w cel o powierzchni 1 mkw. Umiejętności swoje zaprezentowali podobno nawet podczas wojny domowej w Hiszpanii w XX wieku! Do dzisiaj przetrwało wiele egzemplarzy proc (zarówno starożytnych, jak i średniowiecznych) oraz znacznie więcej pocisków. Miały najczęściej wrzecionowaty kształt i wagę do 200 g.
Pierwsza połowa ostatniego tysiąclecia p.n.e. była okresem rozwoju sztuki oblężniczej, której prawdziwymi twórcami byli Asyryjczycy. Ich osiągnięcia w tej dziedzinie stały się wzorcowe na wiele lat, prześcignęli ich dopiero Rzymianie. Jedną z najważniejszych broni używanych do niszczenia murów obronnych był taran. Jego zasadniczym elementem była gruba belka o długości od kilkunastu do kilkudziesięciu metrów i ciężarze sięgającym kilku ton zakończona żelazną głowicą o tępym lub ostrym kształcie, zapewne w zależności od charakteru przeszkody (cegła z suszonej gliny, kamienne bloki). Taran podwieszano na linach lub łańcuchach do belki poprzecznej i osadzano na drewnianym rusztowaniu z metalowymi okuciami. Całość umieszczona była na ruchomej platformie zaopatrzonej w koła (ciekawe, że na większości przedstawień koła nie są pełne, lecz mają szprychy) i obudowana drewnianymi osłonami mającymi zabezpieczać zarówno obsługę tarana, jak żołnierzy odgrywających wewnątrz rolę napędu. Z przodu znajdował się otwór, który umożliwiał uderzenia tarana. Dodatkowym elementem były np. świeże skóry, które – przybite do desek osłaniających – chroniły przed pożarem od zapalonych strzał obrońców. Wewnątrz mogły się też znajdować pojemniki z wodą do polewania konstrukcji i utrzymywania wilgoci. O wiele bardziej zaawansowaną bronią było połączenie tarana z oblężniczą wieżą znajdującą się na przedzie konstrukcji. Wieża taka była oczywiście również „opancerzona” i zaopatrzona w platformy bojowe. Wydaje się, że stanowiła przede wszystkim miejsce dla łuczników, chociaż dokonywano też z niej szturmów na mury za pomocą bojowych pomostów. Rola łuczników była ogromna. Prowadząc ostrzał z poziomu, na jakim znajdowali się obrońcy, absorbowali ich uwagę, odciągając tym samym od działania przeciwko taranowi i jego obsłudze, a także od żołnierzy saperów kruszących ceglane mury za pomocą broni ręcznej. Zresztą łucznicy znajdowali się nie tylko w oblężniczych machinach. Chronieni wysokimi tarczami (zespół tarczownik i łucznik) prowadzili nieustanny ostrzał z poziomu ziemi. Mimo wysokiego profesjonalizmu oblężniczej sztuki wojennej nie używano jeszcze artylerii (katapult i balist). Musi to nieco dziwić, zważywszy na pierwszorzędną rolę indywidualnej broni miotającej, czyli łuku i procy. Pierwsza wzmianka o zastosowaniu artylerii w działaniach oblężniczych pochodzi od Diodora, który opisał oblężenie kartagińskiej twierdzy Motye (Sycylia) przez władcę Syrakuz Dionizjusza w 397 r. p.n.e.