Kiedy kilkanaście minut po 11 dotarła tu wiadomość, że kolekcja jest nasza, i to po cenie wywoławczej, w dodatku na ponad godzinę przed spodziewanym terminem rozpoczęcia licytacji, zapanowała prawdziwa euforia.
Sala poczty powstańczej, gdzie zwołana została konferencja prasowa, zapełniła się błyskawicznie, cieszyli się też zwiedzający, którzy od dziennikarzy dowiadywali się o pomyślnym wyniku aukcji. – Udało się! – od tych słów zaczął dyrektor Jan Ołdakowski. Dziękował tym, jak powiedział, bez których sukces nie byłby możliwy: sponsorom – Telekomunikacji Polskiej i PKO BP – którzy zapłacą 190 tys. euro za zakup kolekcji, Ministerstwu Kultury i Dziedzictwa Narodowego za pomoc i udzielenie gwarancji finansowej, a także mediom.
Kampania, którą pociągnęła za sobą nasza publikacja („Rz” jako pierwsza poinformowała o wystawieniu na sprzedaż unikatowego zbioru), wpłynęła na przebieg i atmosferę wokół tej licytacji. – Pokazaliśmy, że w tej sprawie mówimy jednym głosem i że będziemy walczyć, nacisk polskich mediów bardzo nam pomógł – powiedział „Rz” Ołdakowski.
Eksperci z muzeum potwierdzili autentyczność zbioru, zakwestionowali tylko trzy eksponaty, w przypadku dziesięciu potrzebna jest dalsza weryfikacja.
Wiceminister kultury Tomasz Merta stwierdził, że dyskusja dotycząca rzeczywistej wartości wystawionych na sprzedaż w Düsseldorfie pamiątek jest uboczna wobec ogromnej wartości emocjonalnej, symbolicznej, jaką dla nas ma ta kolekcja. Dodał też, że rząd niemiecki deklarował pomoc finansową, gdyby aukcja miała dla nas niekorzystny przebieg.