Trawestując Mickiewicza – Hannibal czarował, ale i Scypion czarował...
Jak to się często zdarza, wygrał młodszy. Publiusz Korneliusz Scypion uchwycił sens gambitu Hannibala Barkidy i w świetnym stylu wywalczył sobie u potomności tytuł arcymistrza.
Trafiła w końcu kosa na kamień; Kartagińczyk, wielki mistrz manewru i fortelu, latami bijał rzymskie legiony, uparcie szturmujące jego hufce frontalnym atakiem.
Teraz trafił na przeciwnika używającego o wiele subtelniejszych środków taktycznych niż Semproniusz, Flaminiusz i Warron razem wzięci. Właściwie dostał po uszach od własnego ucznia, bo Scypion znakomicie odrobił lekcję zadaną przez profesora Hannibala.
Podobno panowie spotkali się w noc przed bitwą, aby ponegocjować sobie troszeczkę: pono Hannibal postulował zachowanie status quo, co Scypion odrzucił bez mrugnięcia okiem. Przekonany jestem jednak, że Scypion nie powstrzymał się od pytania: – Jakżeś wielki Hannibalu wpadł na ten diabelski pomysł szyku spod Kann? I wierzę, że jednooki Kartagińczyk uśmiechnął się w gęstwinie bujnej brody i powiedział Rzymianinowi prawdę. Ach, jak chciałbym być przy tej konwersacji!Jednakże powiadają też, że obaj panowie spotkali się raz jeszcze, już po Zamie, w czasie zawierania pokoju. Przy uczcie Scypion miał zapytać Hannibala o trójkę największych wodzów w dziejach. Po krótkim zastanowieniu Kartagińczyk postawił na pierwszym miejscu Aleksandra Wielkiego, na drugim Pyrrusa, a brązowy medal przeznaczył dla siebie.