Na widok sił Walensa barbarzyńcy ustawili szyk bojowy przed umocnionym obozem i zaczęli śpiewać swoje pieśni. Armia cesarska była wyczerpana marszem i upałem. Powoli, gdy nadciągały kolejne oddziały, ustawiała się naprzeciw wroga. Prawe skrzydło jazdy rzymskiej wysunięto nieco do przodu. Za nim ustawiła się część piechoty. Lewe skrzydło zebrało się najpóźniej. W końcu jednak wojsko ustawiło się w szyku. Wtedy do Walensa przybyło poselstwo z prośbą o pokój. Zdaniem Ammiana był to podstęp, aby zyskać na czasie, ponieważ oddział jazdy barbarzyńskiej dowodzony przez Alateusza i Safraksa jeszcze nie dotarł na pole bitwy. Cesarz wzgardził propozycją, ponieważ posłowie byli niskiej rangi. Powiedział, że chce rozmawiać z wodzami. Nie spodziewał się, że Fritigern gra na zwłokę. Do tego barbarzyńcy podpalili równinę, na której stali Rzymianie. Ci, spragnieni i głodni, dusili się jeszcze w dymie.

Fritigern wysłał kolejnego herolda, deklarując chęć porozumienia. Prosił tylko o zakładnika. Cesarz zgodził się i wytypował do tej roli swego krewnego, trybuna Ekwicjusza. Ten opierał się jednak, bo już raz był w niewoli u Gotów i uciekł z niej z wielkim trudem. Nie dowierzał też barbarzyńcom. Wtedy na zakładnika zgłosił się Richomeres, któremu zależało, aby Walens poczekał na nadejście Gracjana