Wielki powieściopisarz Teodor Parnicki w jednym z młodzieńczych utworów snuje barwną, choć jeszcze niezbyt pewną kreśloną ręką, opowieść o tym, jak i dlaczego Arabowie podbili Hiszpanię. Ano wszystko stało się za sprawą niepohamowanych żądz króla Wizygotów Roderyka, czyli z hiszpańska Rodriga.Był to władca wielce uzdolniony, wódz biegły i szczęśliwy. Miał wszakże tę wadę, iż żadnej nie przepuścił – dzikie chucie roznosiły go niemal na strzępy. Wszelako niejeden władca wyprawiał podobne brewerie (daleko nie szukając: nasz Kazimierz Wielki) i miał się jak najlepiej. Tymczasem Roderyka czekała straszliwa kara. A było to tak.Panem Ceuty, portu strzegącego Hiszpanii od strony Afryki, był podówczas niejaki hrabia Julian, mąż srogi i wojowniczy, prawdziwa opoka przeciw Maurom. W surowym życiu, wypełnionym bez reszty szczękiem oręża jedno tylko ukochał z prawdziwą czułością – córkę swą, piękną i młodą Floryndę. Ale zgodnie ze zwyczajem posłał ją na rozpustny dwór króla Roderyka, który dziewczę wykorzystał i rzucił. A ta głupia, zamiast wsadzić królowi rdzawy nóż w plecy, zabiła się sama.Hrabia Julian, gdy się o tym dowiedział, wpadł w szał straszliwy i na pohybel przeniewierczemu monarsze poddał Ceutę Arabom: na Hiszpanię runęła mahometańska nawała. Król Roderyk wcale się jej nie uląkł, przeklął zdrajcę i ruszył w pole.Długo zmagały się wrogie hufce, raz jedna strona brała górę, raz druga, a Roderyk srożył się w pierwszym szeregu. Kiedy jednak noc przychodziła nad krwawe pole, a uznojeni kombatanci udawali się na spoczynek, z królewskiego namiotu wciąż dochodziły dźwięki ochów, achów i innych cmoków. Niezmożony król oddawał się swemu hobby z żonami baronów, komesów i innych możnych. A mężowie z wściekłością zagryzali wąsy i szukali miecza po pustych łożnicach.Kiedy przyszło do decydującego starcia, rozpustny król Roderyk został sam. I tak poległ, rąbiąc toporem w ciżbie osaczających go wrogów. A z nim legło władztwo Wizygotów w Hiszpanii.

Prawda-nieprawda, pewnie to drugie. Lecz morał z tej historii prosty jak zardzewiały drut, choć całkiem cyniczny: jeśli robić świństwa, to tylko po cichu.