W 893 roku bucharski emir Samanidów Ibrahim ibn Achmed uderzył na tureckich Uzów i zagarnął ich stada. Pozbawieni dobytku Uzowie napadli na Pieczyngów (także koczowników pochodzenia tureckiego), którzy obozowali między Morzem Kaspijskim i Uralem. Przegonieni ze swych pastwisk Pieczyngowie powędrowali aż nad Don. W 895 roku sprzymierzyli się z Bułgarami i uderzyli na Węgrów w Etelköz. Węgrzy ponieśli klęskę i wraz z rodzinami, stadami i całym dobytkiem rozpoczęli ucieczkę na zachód i zarazem podbój nowej ojczyzny (węg. honfoglalás).
Węgierscy wojownicy poznali już szlaki i kraje po zachodniej stronie Karpat. Od 962 roku wyprawiali się regularnie w tamte strony po niewolników i łupy. Wiedzieli, że w Basenie Karpackim znajduje się nizina będąca przedłużeniem ciągnącego się od głębokiej Azji obszaru stepów. To tam zakończyli swą wędrówkę Hunowie, by w V wieku pod wodzą Attyli terroryzować Rzymian i Germanów. Tam też w VI stuleciu osiedlili się Awarzy, koczownicy pochodzenia tureckiego, po czym ujarzmili plemiona słowiańskie i niepokoili najazdami ziemie cesarstwa bizantyjskiego oraz wschodnie rubieże królestwa Franków. Rozbił ich w 803 roku cesarz Karol Wielki, a uwolnieni od awarskiej dominacji Słowianie stworzyli pierwsze państwa plemienne, z których najpotężniejszym była Rzesza Wielkomorawska.
W 896 roku Węgrzy pod wodzą Arpáda przeszli Przełęcz Werecką w Karpatach Wschodnich i w kilka lat podbili całą Kotlinę Karpacką. W 906 roku pod ciosami węgierskich najazdów Wielkie Morawy rozpadły się.
W tym okresie znacznie wzrosła siła i militarna aktywność węgierskiej drużyny. Na podstawie źródeł można odtworzyć taktykę stosowaną podczas najazdów. Ich celem nie były już podboje, lecz „używanie sobie” (po węgiersku kalandozás), czyli rabunek. Najazd rozpoczynała jedna lub dwie armie, które po wkroczeniu na obce terytorium dzieliły się na mniejsze oddziały. Te zaś rozpraszały się po całym kraju, rabowały, brały jeńców, mordowały i paliły osady. Liutprand z Cremony pisał o 200 – 300-osobowych watahach. Wydaje się, że właśnie ruchliwość małych oddziałów konnych łupieżców zrodziła przekonanie o niezliczonych hordach barbarzyńców, które zalewały niczym szarańcza chrześcijańskie kraje.
Węgrzy nie atakowali żywiołowo – każdą wyprawę poprzedzali przygotowaniami wywiadowczymi i dyplomatycznymi. Bardzo często wyruszali jako sojusznicy, których wynajmowali władcy Bizancjum, Bułgarii, Czech, Italii, Bawarii czy innych księstw niemieckich. Kierowali agresję Węgrów na swoich nieprzyjaciół. Były to swoiste umowy o dzieło: Węgrzy zawierali sojusz, brali lub dostarczali zakładników jako gwarantów, otrzymywali zezwolenie na wolny przemarsz oraz przewodników. Dzięki temu swobodnie przechodzili przez Bawarię lub Lombardię i łupili sąsiednie kraje.