Od czoła uderzyli na kolumnę Rajmunda mamelucy Taki ad-Dina. Tylną straż templariuszy zaatakowała turkmeńska jazda Kukburiego. Sułtan ze swą gwardią i piechotą czekał w odwodzie. Pierwsze szarże muzułmanów odparto, ale chwilę potem rozleciał się szyk łacinników. Oszalała z pragnienia piechota rzuciła się na wzgórza, licząc, że dotrze do jeziora Genezaret.
Bez wsparcia tarczowników ciężka jazda chrześcijan była bez szans. Atakowana gradem strzał, traciła wierzchowce i ochotę do walki. Widząc to, Gwidon nakazał Rajmundowi wyrąbać drogę odwrotu. Hrabia poprowadził swych ludzi, ale hufce Taki ad-Dina rozstąpiły się przed szarżującymi rycerzami, po czym ponownie zwarły szyki. Rozpędzeni rycerze poszli w rozsypkę i walcząc w małych grupkach, próbowali uciec z pola bitwy. W tym samym czasie dzięki niefrasobliwości Kukburiego przez wrogie linie przedarł się Balian z Ibelinu, ratując z pogromu część straży tylnej.
Osaczony Gwidon de Lusignan kazał rozstawić namiot królewski, wokół którego zgromadzili się pozostali przy życiu wojownicy. Dramat króla Jerozolimy rozegrał się na południowym wierzchołku Rogów Hittinu. Rycerze, którzy mieli jeszcze konie, zbierali się w grupki do szarży. Za każdym razem, gdy się wydawało, że za chwilę nastąpi koniec, chrześcijanie nadludzkim wysiłkiem odrzucali kolejną falę wrogów. W końcu jednak zniknęli w morzu muzułmanów.
Opis dramatycznej walki muzułmański kronikarz włożył w usta syna Saladyna alAfdala: „Gdy król Franków wycofał się na wzgórze, rycerze jego we wspaniałej zaiste szarży odepchnęli muzułmanów ku szeregom mego ojca. Patrzyłem nań i widziałem jego trwogę, zmienił się na twarzy, szarpać jął za brodę i ruszył naprzód z okrzykiem «Zadajcie kłam diabłu!». A wtedy muzułmanie rzucili się na wroga i zmusili go, by cofnął się na wzgórze. Gdym ujrzał umykających Franków, krzyknąłem z wielką radością: «Pobiliśmy ich». Lecz Frankowie natarli ponownie i znów odepchnęli naszych ludzi ku miejscu, gdzie stał mój ojciec. I raz jeszcze zagrzał on naszych do walki, a wróg ponownie został wyparty na wzgórze. Ja więc znów zawołałem: „Pobiliśmy ich”. Wtedy mój ojciec zwrócił się ku mnie i rzekł: „Miarkuj się, synu! Póki ich namioty stoją na wzgórzu, póty niepobici oni zostają”. I w tej właśnie chwili namiot królewski runął. Wtedy sułtan zsiadł z konia i pokłonił się ziemi, zalany łzami radości, Bogu składając dzięki”.
Zwycięski Saladyn rozkazał przyprowadzić do swego namiotu szlachetnie urodzonych jeńców. Królowi podał puchar schłodzonej wody różanej. Ten gest miał oznaczać, że Gwidon jest jego gościem i nie grozi mu niebezpieczeństwo. Nieznający arabskich zwyczajów Lusignan przekazał naczynie Renaldowi de Chatillon. Obrażony Saladyn rzekł do tłumacza: „Powiedz królowi, że nie ja podałem napój temu zbrodniarzowi”. Renald, domyślając się chyba, że nie uniknie śmierci, zachowywał się arogancko. Rozgniewany Kurd kazał ściąć bezczelnego Franka, po czym powiedział roztrzęsionemu Gwidonowi: „Nie jest w zwyczaju, by królowie królów zabijali, lecz ten człowiek przekroczył wszelkie granice”. Śmierci nie uniknęli także zakonnicy. Ocalał jedynie mistrz templariuszy Gerard de Ridefort. Świeckich możnych traktowano godnie. Ludzi niskiego stanu oddano w niewolę.