Pogoda, jak zwykle w lipcu na Bliskim Wschodzie, była upalna – panował bezlitosny skwar, duszne powietrze było gęste od pyłu. Po sześciu godzinach marszu chrześcijanom skończyły się skąpe zapasy wody. Rajmund nalegał, aby przyspieszyć tempo, ale wyczerpani ludzie i konie nie byli do tego zdolni.

Gdy jazda Saladyna rozpoczęła nękające ataki, stało się jasne, że przed zmierzchem nie uda się dotrzeć do celu.

Król i wodzowie wyprawy postanowili odbić z głównej drogi na północ w kierunku oddalonego o 6 km Hittin, gdzie znajdowały się źródła wody. Widząc to, Saladyn rozkazał konnicy Taki ad-Dina zablokować przejście, sam zaś z głównymi siłami natarł na ostatnią kolumnę chrześcijan. Rozgorzała zażarta walka. Templariusze i rycerze Baliana odpierali atak za atakiem. Nie mogąc dać sobie rady, posłali po króla. Gwidon poprowadził rycerstwo do szarży, ale uderzył w próżnię, bowiem przebiegli muzułmanie się cofnęli. Uporządkowanie szyku zajęło cenne minuty. Konie i ludzie padali z pragnienia i zmęczenia. Rycerze błagali o odpoczynek. Lusignan nakazał rozbicie obozu na noc. Zrozpaczony Rajmund miał zawołać: „Niestety, niestety, o Boże mój, wojna już skończona. Wydani jesteśmy na śmierć, królestwo przepadło”.

Plan Saladyna się powiódł. Udało mu się zatrzymać przeciwnika z dala od źródeł wody. Noc nie przyniosła chrześcijanom upragnionego odpoczynku. Część piechoty musiała zostać w bojowym szyku. Spragnieni żołnierze, leżąc pośród kamiennego pustkowia, z trwogą wsłuchiwali się w wojenne pieśni muzułmanów. Na ich oczach drwiący z nich wrogowie wylewali wodę na ziemię.

Rankiem 4 lipca armia króla jerozolimskiego była już całkowicie otoczona. Do źródeł Hittinu pozostało zaledwie 5 km. Kiedy chrześcijanie ruszyli ku wiosce, powtórzył się scenariusz z poprzedniego dnia. Nękani przez muzułmańskich łuczników, przeszli ok. 2 km. Oprócz straszliwego upału musieli jeszcze znosić gryzący dym z podpalonych na ich lewej flance suchych krzewów. Z każdą godziną morale chrześcijan słabło.