Malarska mgiełka

Trudno sobie zgoła wyobrazić, aby człowiek tak wynalazczy jak Leonardo nie eksperymentował w dziedzinie, która była mu bliższa – w malarstwie.

Publikacja: 09.04.2008 11:58

Malarska mgiełka

Foto: Archiwum „Mówią Wieki"

Niestety, nie zawsze szczęśliwie, albowiem przynajmniej dwa wielkie eksperymenty w dziedzinie dlań niezwykle ważnej – malarstwa ściennego – skończyły się porażkami.

W obu przypadkach chodziło o pionierskie zastosowanie oleju w malarstwie ściennym, które jak dotąd opierało się na technice tempery jajowej, spoiwem było jajko. Po pierwsze chodzi o jego słynny fresk „Ostatnia Wieczerza” (146597) z refektarza mediolańskiego kościoła Santa Maria Della Grazie. Dla uzyskania lepszych efektów formalnych Leonardo sięgnął tu po technikę olejno-temperową”: skutki były zatrważające – mokre podłoże wapienne (na takich właśnie malowało się freski, „al fresco” znaczy po włosku „na mokro”) poczęło odpadać ze ściany już za życia mistrza. Po drugie chodzi o „Bitwę pod Anghiari” (inna nazwa „Bitwa o sztandar”) z florenckiego Palazzo Vecchio. Tutaj podobny, a może bardziej radykalny eksperyment skończył się (w grudniu 1504 roku) totalną katastrofą. Fresk nie istnieje. Istnieje za to legenda, że Leonardo, na fali fascynacji starożytnością, sięgnął tu po technikę enkaustyczną, czyli po farby o spoiwie woskowym, technikę znaną m.in. ze starożytnych przekazów piśmiennych. Najpewniej opowieść ta powstała na podstawia faktu, że w archiwum florenckiego ratusza znajdują się w tej sprawie rachunki za wosk. Niestety… do uszczelniania okien.

Przy okazji „Bitwy o sztandar” Leonardo wynalazł dowcipne rusztowanie, które przy rozkładaniu wydłużało się bądź skracało.

Za to bez wątpienia dużo lepiej, ba, nawet znakomicie, wyszedł mu pomysł na nowy typ kompozycji kolorystycznej.

Prawdziwy wynalazek w dziedzinie stylistycznej, wspaniale wykorzystujący możliwości nowej techniki olejno-żywicznej. Szczęściem nie stosował go na ścianie, tylko na desce i płótnie.

Nazywa się to sfumato, od włoskiego „fumo”, czyli dym. Bardzo stosownie, albowiem obrazy malowane tym systemem wyglądają jakby przydymione, okryte delikatną kolorystyczną mgiełką. Barwy rozwijają się płynnie od ciemnych, bardziej nasyconych, ku odcieniom coraz jaśniejszym. Najłatwiej, choć upraszczająco, można to wytłumaczyć tak: zaczynamy od mocnej zieleni, zaraz osłabiamy jej ton o – powiedzmy – jeden stopień, później o drugi i krok za krokiem przechodzimy w seledyn. Ten zaś w szarozielony, dalej w szarozielono-niebieski, potem w szarawy „błękit horyzontalny” i tak dalej – do „pełnej” niebieskości.

W tej mgiełce żaden kolor nie wydaje się mocno wyodrębniony, wszystko staje się półprzejrzyste, a kontury rzeczy miękną, nieco się roztapiają. Nadaje to obrazom Leonarda efekt niezwykłej, nieznanej dotąd delikatności i słodyczy. Takie też są najsłynniejsze jego obrazy, choćby „Św. Jan Chrzciciel” czy „Mona Liza” z Luwru. Miękki owal twarzy i słynny uśmiech Giocondy to właśnie skutek „sfumata”.

Pomysł był nowy i świetny, a wykonanie całkowicie wirtuozowskie. Leonardo bowiem należał do bardzo wąskiego grona mistrzów, którzy zgoła nie potrafili namalować złego obrazu. Jednakże, jak to czasem bywa z wielkimi pomysłami artystycznymi, „sfumato” zawierało pewną pułapkę na przyszłość. Był to bowiem schemat dość łatwo dający się naśladować – oczywiście przy wysokim poziomie sprawności pędzla. A sprawnych malarzy w ówczesnej Italii były setki.

Toteż „sfumato” dość prędko się zbanalizowało, zwłaszcza wśród malarzy z tzw. szkoły mediolańskiej, gdzie namnożyło się wielu dość podrzędnych „leonardeschi”. Zresztą powoli nadciągał już czas baroku, czas wizji nowej i dramatycznej, która unicestwiła resztki delikatnych tonów „sfumata”.

Niestety, nie zawsze szczęśliwie, albowiem przynajmniej dwa wielkie eksperymenty w dziedzinie dlań niezwykle ważnej – malarstwa ściennego – skończyły się porażkami.

W obu przypadkach chodziło o pionierskie zastosowanie oleju w malarstwie ściennym, które jak dotąd opierało się na technice tempery jajowej, spoiwem było jajko. Po pierwsze chodzi o jego słynny fresk „Ostatnia Wieczerza” (146597) z refektarza mediolańskiego kościoła Santa Maria Della Grazie. Dla uzyskania lepszych efektów formalnych Leonardo sięgnął tu po technikę olejno-temperową”: skutki były zatrważające – mokre podłoże wapienne (na takich właśnie malowało się freski, „al fresco” znaczy po włosku „na mokro”) poczęło odpadać ze ściany już za życia mistrza. Po drugie chodzi o „Bitwę pod Anghiari” (inna nazwa „Bitwa o sztandar”) z florenckiego Palazzo Vecchio. Tutaj podobny, a może bardziej radykalny eksperyment skończył się (w grudniu 1504 roku) totalną katastrofą. Fresk nie istnieje. Istnieje za to legenda, że Leonardo, na fali fascynacji starożytnością, sięgnął tu po technikę enkaustyczną, czyli po farby o spoiwie woskowym, technikę znaną m.in. ze starożytnych przekazów piśmiennych. Najpewniej opowieść ta powstała na podstawia faktu, że w archiwum florenckiego ratusza znajdują się w tej sprawie rachunki za wosk. Niestety… do uszczelniania okien.

Historia
Telefony komórkowe - techniczne arcydzieło dla każdego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Historia
Paweł Łepkowski: Najsympatyczniejszy ze wszystkich świętych
Historia
Mistrzowie narracji historycznej: Hebrajczycy
Historia
Bunt carskich strzelców
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Historia
Wojna zimowa. Walka Dawida z Goliatem