Bitwa rozpadała się na szereg pojedynków, których celem było zrzucenie przeciwnika na ziemię i wzięcie go do niewoli w nadziei okupu. Dowodzenie w takim starciu było iluzoryczne, a dowódca najczęściej walczył w pierwszym szeregu. Nieco więcej kontroli nad swym wojskiem dawał wodzowi szyk klinowy, w którym na czele i po bokach kolumny stawali najlepsi rycerze.
W starciu rycerskich mas wiele zależało od ich zwartości i motywacji. Złączonych więzami krwi i powinowactwa rycerzy stających pod powiewającą nad królem Francji chorągwią Świętego Dionizego, francuski historyk Georges Duby opisał tak: „Więzy te uzupełniają zależność wasalną, pomagają zachować zaprzysiężoną wierność, nie pozwalają dopuścić się zdrady, za którą grozi utrata lenna. Jeszcze bardziej decydującym czynnikiem jest długotrwała przyjaźń między rycerzami.
Nawiązywana już w dzieciństwie, rozwija się podczas wspólnego giermkowania na dworze pana, a przypieczętowana zostaje w Zielone Świątki wspólnym uroczystym pasowaniem na rycerza; następnie podsycana jest przez lata polowaniem i wojną, radością wspólnych wypraw o świcie i wspólnym chwytaniem najświetniejszych zdobyczy, których podział następuje wieczorną porą przy winie. Mimo że skażona kłótniami, niecierpliwością i wzajemnymi zaczepkami, leży u podstaw rzeczywistej jedności zgromadzonych pod sztandarami drużyn. Przyczyniają się do niej również więzy sąsiedzkie, a także poczucie przynależności do tego samego kraju, którego trzeba wspólnie bronić, a sławę jego powiększać”.
Ryzykowne dla wodzów walne bitwy staczano we Francji rzadko, także ze względu na koszty. Choć król zaopatrywał armię, kosztownie wyposażony i utrzymujący poczet rycerz stawiał się od 40 do 60 dni. Wszystko to sprawiło, że mimo ciągłych wojen przed 1250 rokiem trudno było znaleźć takich, którzy wzięli udział w dwóch wielkich starciach.W walce z jazdą piechota była pozornie skazana na klęskę. Jednak uzbrojony w długą, drzewcową broń oraz w miecz czy topór, chroniony przez hełm piechur nie był wcale łatwą ofiarą. Zaś zwalony z ranionego przezeń konia rycerz miał niewielkie szanse na zwycięstwo. Szczególnie groźna była dlań ulubiona przez Filipa II kusza – ze stu kroków bełt przebijał kolczugę lub łamał kość. Niska szybkostrzelność (dwa strzały na minutę) nie pozwalała jednak używać kuszników w walnym starciu. Ważną rolę odgrywała piechota komun miejskich.
Jak pisze Duby, „są to sprzysiężeni mieszkańcy kilku miasteczek i wsi, którzy w zamian za określone przywileje zobowiązują się wobec króla do pewnych usług”. W tym do wystawienia lub opłacenia pieszych żołnierzy. Podobne jak u rycerstwa więzy pozwalały milicjom nadrabiać brak wyszkolenia.