Francuscy rycerze, widząc dokonania piechurów, najwyraźniej im pozazdrościli. Nie chcieli, by zwycięstwo przypisane zostało pospólstwu. W efekcie zgubiła ich arogancja. Pragnąc triumfu dla siebie, Robert d’Artois wstrzymał atak piechoty i rzucił się w wir bitwy z „kwiatem rycerstwa”.
Choć – jak pokazują jego rachunki – francuski wódz zakupił za wysoką cenę mapę, na której zaznaczono fosy przecinające pole bitwy, wydatek ten okazał się daremny. Pierwsze uderzenie kawalerii załamało się na solidnej obronie Flamandów, która odparła rycerzy w kierunku fos. Kolejne szarże jeszcze pogorszyły sytuację, potęgując zamieszanie. Zakuci w pancerze rycerze wraz z końmi wpadali do rowów i tratowali się. W końcowej fazie bitwa zamieniła się w jatkę. Strąconych z siodeł flamandzcy piechurzy wykańczali bez litości za pomocą goedendagów, nic sobie nie robiąc z próśb o pardon.
Oblężeni w twierdzy Francuzi próbowali przyjść z pomocą rodakom i podjęli desperacką wycieczkę na tyły oddziałów flamandzkich, ale dowódcy buntowników przewidzieli wcześniej taką możliwość i odparli atak.
Gilles le Muisit, opat klasztoru św. Marcina w Tournai, był świadkiem panicznego odwrotu niedobitków z armii Roberta d’Artois: „widzieliśmy Francuzów biegnących drogami i na przełaj przez pola, a było ich tylu, że trzeba samemu to widzieć, żeby uwierzyć. Na przedmieściach naszego miasta i w okolicznych wioskach było tylu rycerzy i zbrojnych konających z głodu, że strasznie było to oglądać. Za chleb oddawali swoją broń”.
Lista poległych francuskich rycerzy jest długa i zawiera najświetniejsze nazwiska. Flamandowie zabrali z pola bitwy spektakularny łup: 500 par złotych ostróg, które zawiesili w katedrze Notre-Dame w Courtrai. 80 lat później, po wygranej bitwie pod Mont d’Or koło Courtrai, Francuzi zabrali ostrogi z katedry, a miasto spalili, gdyż – jak pisze Jean Froissart – „bardzo nienawidzili tego miasta z powodu bitwy, która niegdyś miała miejsce pod Courtrai, w której to bitwie zginął hrabia Robert d’Artois i cały kwiat Francji”.