Obraz rycerzy francuskich – zakutych w zbroje, z kopiami, mieczami i tarczami o barwnych herbach, na potężnych koniach opatrzonych w kropierze – pobudza wyobraźnię. Skłonni jesteśmy przypisywać tym rycerzom cnoty męstwa, niezłomności, wierności i prawości. Cenili je podobno nad życie, a przysięgali też bronić wdów i sierot...
Ich flandryjscy przeciwnicy wywołują wrażenie raczej odpychające. Odziani przeważnie w pikowane kaftany i skórzane fartuchy oraz fragmenty kolczug i kapaliny zdarte z ofiar rzezi w Brugii, stanowili obraz szpetnej hałastry. Chłopi z widłami od gnoju i cepami do walenia w klepisko, tkacze, farbiarze, szewcy i rzeźnicy z halabardami i pikami własnego wyrobu, nożami i toporami ruszyli oto na piękny i dumny kwiat rycerstwa Europy.
I zwyciężyli. Bowiem widłami można było zwalić rycerza z konia, a następnie przebić mu opięty kolczugą brzuch.
Cep służył do rozłupania głowy nie gorzej od buzdyganu.
Topór rzeźnicki odcinał ramiona szybciej od miecza, a dobrze naostrzony nóż rzeźnicki podrzynał gardło lepiej od mizerykordii. Ale nie tylko porównywalny arsenał obu stron zadecydował o triumfie flandryjskich plebejuszy.