W powszechnym przekonaniu taki kształt miał rozpraszać ładunek śrutu. W rzeczywistości lejkowate rozszerzenie lufy ułatwiało ładowanie garłacza, a także... działało odstraszająco na przeciwnika. Jeden ze znawców dawnego uzbrojenia uważa, że szeroki otwór wylotowy „był przerażający dla tych, przeciwko którym był skierowany. Byli oni przekonani, że nie ma ucieczki przed wystrzałem”. Broń doskonale sprawdzała się w starciach na małą odległość, dlatego chętnie używano jej do obrony osobistej (np. podczas podróży, kiedy trzeba się było obronić przed rozbójnikami grasującymi na gościńcach). Garłaczy chętnie używali także piraci – broń była idealna przy abordażu. Ładowano ją śrutem lub tzw. siekańcami, czyli drobnymi kawałkami ołowiu. Tutaj należy sprostować kolejną obiegową opinię, uważa się bowiem, że z garłaczy strzelano w zasadzie czym popadnie: gwoździami, kawałkami metalu, nawet szkłem. To błędne przekonanie, gdyż tego typu pociski szybko zniszczyłyby lufę broni.
Na zachodzie Europy garłacz był nazywany tromblonem, a garłacz w wersji wojskowej – eskopetą. Była jeszcze jedna odmiana tej broni, używana w marynarce: tutaj garłacze od strony lufy miały specjalny trzpień, aby można je było zamocować na podstawie. Broń w takiej wersji zwano espignolą. Garłacze były niezwykle popularne w XVIII wieku.