Książę – choć dysponował jedynie 6-tysięczną armią, co przy mnożących się w postępie geometrycznym oddziałach kozacko-chłopskich Chmielnickiego nie było siłą imponującą – robił więcej, niż mógł. Bijąc się z wrogiem, gdy wszedł mu w drogę, sygnalizował swoją obecność na Ukrainie, a przez to autorytet Rzeczypospolitej. Rozprawiając się bez pardonu z unurzanymi we krwi kozakami i chłopstwem, manifestował, że nie da się sterroryzować.
Bijąc się z wrogiem, gdy wszedł mu w drogę, sygnalizował swoją obecność na Ukrainie, a przez to autorytet Rzeczypospolitej. Rozprawiając się bez pardonu z unurzanymi we krwi kozakami i chłopstwem, manifestował, że nie da się sterroryzować
W tej sytuacji tysiące uchodźców, m.in. kilkuset Żydów, przyłączyło się do jego oddziałów i pod ich ochroną podążyło na zachód. „On to wyruszył ze swym ludem w kierunku ku Litwie, a z nim około 500 obywateli [Żydów], a każdy z żoną i dziećmi. I niósł ich na skrzydłach orlich, aż ich przyprowadził, dokąd chcieli. Gdy im groziło niebezpieczeństwo z tyłu, kazał im iść przed sobą, a gdy groziło z przodu, wówczas on maszerował przed nimi, jako tarcza i puklerz, a oni za nim kładli się obozem” – wyrażał wdzięczność księciu Jeremiemu żydowski pamiętnikarz.
Straty poniesione przez Żydów w czasie powstania Chmielnickiego były tak dotkliwe, że w 1655 r. na Wołyniu wnieśli jedną czwartą podatków w porównaniu z okresem sprzed powstania
Warto dodać, że Żydzi po latach podziękują mu za pomoc i opiekę w tej tragicznej chwili: sfinansują poświęcone mu panegiryki i pisma ulotne. Można więc powiedzieć, że należeli do architektów jego pozytywnej legendy, która miała decydujący wpływ na wybór jego syna królem Polski.