– podobnie jak sukcesy kozaków siedem lat wcześniej na Ukrainie – zaszokowały szlachtę, przynajmniej tę jej część, która nie przeszła na ich stronę w pierwszych tygodniach inwazji. Skala zdrady była porażająca. Szwedzki blitzkrieg nie byłby możliwy bez gremialnego wiarołomstwa szlachty, która przechodziła na stronę wroga. „Dobry” początek uczynili wszechwładni Radziwiłłowie, którzy wypowiedzieli posłuszeństwo Janowi Kazimierzowi i poddali Litwę Karolowi Gustawowi. Dalej najeźdźcom poszło jak z płatka. W tej sytuacji Jan Kazimierz musiał uciekać z ojczyzny do włości cesarskich na Śląsku.
Szwedzkie wyczyny szybko zaczęli powielać żołnierze wojsk koronnych i litewskich, szczególnie po odparciu Szwedów spod murów klasztoru jasnogórskiego w grudniu 1655 r.
Jak zwykle szybko znaleziono winnych klęski i wymierzono sprawiedliwość. Kozłem ofiarnym stali się arianie i Żydzi. Oskarżano ich, że jako niekatolicy wspomagali luterańskich Szwedów. Być może gdzieniegdzie miała miejsce współpraca braci polskich (arian) i ludności żydowskiej ze Szwedami, ale czynili tak na ogół pod presją siły. Z reguły też najeźdźcy traktowali Żydów (w porównaniu z nimi arianie byli tak nieliczni, że stanowili symboliczne zagrożenie) jak ludność kraju podbitego, czyli przy nadarzającej się okazji grabili ich bezwzględnie, zazwyczaj dopuszczając się mordów.
Szczególną zajadłość Szwedzi poczęli objawiać, gdy zaczęli ponosić porażki z wojskami koronnymi i szlachecko-chłopskimi oddziałami partyzanckimi. We wrześniu 1656 roku spalili dzielnicę żydowską w Inowrocławiu, w październiku tego samego roku urządzili rzeź w diasporze żydowskiej w Kaliszu (zginęło tam ponoć 600 rodzin). W następnych latach krwawo rozprawili się m.in. z Żydami w Gnieźnie, Pile i Pakości oraz w małopolskim Chmielniku (szacuje się, że zginęło tam 100 rodzin).
Niestety, szwedzkie wyczyny szybko zaczęli powielać żołnierze wojsk koronnych i litewskich, szczególnie po odparciu Szwedów spod murów klasztoru jasnogórskiego w grudniu 1655 r. Dla Polaków to wydarzenie było symbolicznym zwrotem w konflikcie: wtedy nabrał on cech świętej wojny w obronie katolicyzmu. Jan Kazimierz powrócił z wygnania, a żołnierze z oddziałów m.in. Stefana Czarnieckiego, Pawła Sapiehy i Wincentego Gosiewskiego zaczęli krzepnąć w walkach ze Szwedami, przy okazji tępiąc prawdziwych i urojonych wrogów, a wśród nich ludność żydowską. Starczy sięgnąć po pamiętniki Jana Chryzostoma Paska, żołnierza spod sztandaru Czarnieckiego, a przy okazji wybornego obserwatora, albo jego towarzysza broni Jana Jemiołowskiego, aby się przekonać, jak to wyglądało.