W drugim tysiącleciu przed naszą erą człowiek opanował sztukę wytopu żelaza. Zdaniem archeologów to odkrycie zainicjowało epokę żelaza, trzecią (po epoce kamienia i brązu) wielką erę w dziejach ludzkości. Ten wynalazek dał do rąk jego pionierom nową broń, skuteczniejszą od brązowej. Z jej pomocą mogli budzić strach, siać zniszczenie i podporządkowywać sobie inne ludy. Jeśli jednak oderwiemy się od brudnej piany historii, jaką stanowią dzieje polityczne, i spojrzymy na przeszłość cywilizacji z lotu ptaka, to okaże się, że prawdziwa epoka żelaza rozpoczęła się dużo później, w XVIII wieku. Dopiero wtedy żelazo stało się na tyle łatwo dostępne i tanie, że mogło zostać masowo wykorzystane w wielu dziedzinach ludzkiej działalności.
Historycy do dziś spierają się o dokładną datę owego przełomu. Jedni wskazują rok 1784 i niejakiego Henry’ego Corta, który wynalazł nową technologię świeżenia surówki, zwaną pudlingowaniem. Dla innych prawdziwą rewolucję stanowiło wynalezienie przez Henry’ego Bessemera w połowie XIX stulecia procesu pozwalającego uzyskiwać duże ilości stali. Nie negując znaczenia tych wydarzeń, za pioniera nowoczesnej metalurgii żelaza uznać jednak należy skromnego angielskiego kwakra Abrahama Darby’ego I. Jego osiągnięciem było zastosowanie w wytopie surówki węgla kamiennego, który zastąpił powszechnie dotąd używany węgiel drzewny. Wynalazek Darby’ego był nie tylko zapowiedzią przewrotu w metalurgii żelaza, lecz także ważnym krokiem w dziejach energetyki. Dobiegała końca epoka, w której energii dostarczało drewno, mięśnie ludzkie i zwierzęce oraz wiatr i woda. Zaczynała się era paliw mineralnych.
Choć dziś już istnieje zgoda, że to Abraham Darby I (a nie jego syn Abraham Darby II) był autorem przełomowego wynalazku, to historycy spierają się o dokładną datę pierwszego udanego eksperymentu. Jedni uważają, że miało to miejsce w roku 1709, inni opowiadają się za datą o kilka lat późniejszą. Wszyscy jednak są zgodni co do miejsca – Coalbrookdale w angielskim hrabstwie Shropshire.
Abraham Darby I urodził się w 1678 roku w rodzinie farmera. Jako dziecko trafił do terminu w warsztacie specjalizującym się w budowie i wyposażeniu słodowni. Ukończywszy naukę w 1699 roku, przeniósł się do Bristolu, gdzie założył własny warsztat. Szybko dał się poznać jako człowiek solidny i bogobojny. W 1702 roku wraz z trzema wspólnikami założył w pobliżu Bristolu odlewnię Baptist Mill, w której produkował mosiężne naczynia kuchenne. Mistrzami w ich odlewaniu byli Holendrzy. Aby zapoznać się z technologią, Darby udał się w 1704 roku do Niderlandów, licząc na życzliwość współwyznawców. I nie przeliczył się. Nie dość, że gruntownie go poinstruowano, to jeszcze udało mu się pozyskać kilku holenderskich robotników. Produkty odlewni z Bristolu sprzedawały się dobrze. Inny przedsiębiorca zapewne by na tym poprzestał, ale nie Darby, który myślał o produkcji na skalę masową i dotarciu z tanimi naczyniami do najszerszego kręgu odbiorców. Pierwszym krokiem ku temu była zmiana technologii odlewania naczyń. Zamiast tradycyjnych form glinianych Darby opracował metodę odlewania w formach z suchego piasku. Wynalazek ten opatentował w 1707 roku, dzięki czemu wytwórnia z Bristolu uzyskała monopol na kilkanaście lat. Ale i to nie wystarczyło przedsiębiorczemu kwakrowi. Naczynia mosiężne były drogie, więc wielu przechowywało je przez pokolenia, a ludzi biednych nie było na nie stać. Aby dotrzeć do tych ostatnich, Darby rozpoczął eksperymenty z naczyniami odlewanymi z żeliwa. Jego zamiar nie znalazł uznania wspólników. Darby zerwał z nimi i w 1708 roku wydzierżawił piec hutniczy w Coalbrookdale. Ze względu na wysoką cenę węgla drzewnego postanowił zastąpić go koksem, czyli wyprażonym węglem kamiennym pozbawionym domieszek innych pierwiastków. „W ciągu sześciu dni i nocy nie odchodził od pieca, prawie nie śpiąc i spożywając posiłki przy otworze spustowym. Szóstego dnia wieczorem, po niejednym zawodzie, doświadczenie się udało: masa odlewnicza przedstawiała się jak najkorzystniej. Wtedy Darby rzucił się na pomost paleniskowy i zasnął tak mocno, że robotnicy nie mogli go dobudzić” – pisała w 1775 roku synowa wynalazcy, powołując się na informacje zasłyszane od męża, Abrahama Darby’ego II. Przed metalurgią żelaza otworzyły się wrota do nowej epoki.
Aż do tego czasu bliskość obfitych zasobów drewna była nieodzowna dla każdego metalurga. Drewno, po przepaleniu w mielerzu na węgiel drzewny, stanowiło podstawowe paliwo potrzebne do wytopu żelaza. Pradawni hutnicy wytapiali żelazo w dymarkach, czyli małych piecach, do których ładowano rudę, węgiel drzewny i topniki. Obsługiwane ręcznie miechy pozwalały uzyskać wewnątrz pieca temperaturę topnienia rudy (ok. 1200 st. C). Produkt stanowiła łupka złożona z żelaza i żużla, którą kuto młotem, by pozbyć się tego ostatniego. Cały proces, znany od tysiącleci, był mało wydajny i pracochłonny. Przeciętna dymarka dawała bowiem rocznie niecałą tonę żelaza, zużywając przy tym 14 ton paliwa i wykorzystując zaledwie 15 proc. pierwiastka zawartego w rudzie. W XII i XIII wieku rozpowszechniły się w Europie koła wodne, napędzające nie tylko młyny zbożowe, lecz także urządzenia przemysłowe, takie jak folusze, miechy hutnicze lub kuźnicze młoty. Silniejszy dmuch pozwalał łatwiej uzyskać wysoką temperaturę, zwiększając tym samym wykorzystanie żelaza w rudzie do 40 proc. Zużycie paliwa zmniejszyło się do 8 ton na tonę żelaza. Mimo to, aby obsłużyć jeden piec, trzeba było wyrąbać 250 hektarów lasu.