Jan Długosz opisał bitwę pod Nikopolis, nie szczędząc gorzkich drwin z niedołęstwa, pychy i opieszałości głównodowodzącego krucjatą Zygmunta Luksemburskiego. Dostało się także niebywale mężnym, ale też wyjątkowo głupim rycerzom chrześcijańskim. Z obszernego cytatu, jaki przytacza autor tego zeszytu Rafał Jaworski, wybierzmy arcyciekawy fragment dotyczący Polaka – Świętosława herbu Łada zwanego Szczenię. On to, „(...) kiedy nie mógł wsiąść do łodzi, którą przeprawiał się król Zygmunt ze znaczniejszymi rycerzami, ponieważ go odepchnięto, bo ludzie, którzy się w niej znajdowali, z obawy, by łódź obciążona tłumem nie poszła na dno, odcinali nawet ręce usiłującym się do niej dostać, ufając swej odwadze i sile fizycznej, tak jak był uzbrojony do walki, obciążony żelazem wskoczył w fale Dunaju i przepływając koryto Dunaju, w tym miejscu rwące i szerokie, uratował się”. Zdarzyło się to, nie zapominajmy, niespełna 14 lat przed walną rozprawą z Krzyżakami pod Grunwaldem. Od dziesięciu już lat królem polskim był Władysław Jagiełło, Litwin do tej właśnie rozprawy na tron krakowski powołany, zawzięty przy tym wróg Luksemburczyka, sojusznika krzyżackiego. Nie można wykluczyć, że rycerz Świętosław zwany Szczenię natychmiast po cudownym ocaleniu i powrocie do ojczyzny przed oblicze królewskie został przywiedziony, i jak się sprawy pod Nikopolis miały – wprost do czcigodnych uszu majestatu opowiedział. A była to opowieść o zakutych w stal rycerzach zachodnioeuropejskich, którzy pierwsi ruszyli na przeciwnika, uszeregowani „w płot”, na czele swych pocztów. I o ich całkowitej bezradności, kiedy tracili rumaki zabijane z łuków i kusz, gdy wpadali w sprytnie zamaskowane wilcze doły i wreszcie byli dobijani przez nieprzyjacielską piechotę. Była to opowieść o skutecznym ataku ze skrzydeł i o korzyści, jaką daje cierpliwe trzymanie doborowych odwodów do rozstrzygającego uderzenia. O mądrości dowódcy, który potrafi czekać na właściwy moment, cały czas panuje nad sytuacją, a jego i tylko jego rozkazy są bez szemrania wykonywane. Jeśli Świętosław herbu Łada zwany Szczenię w istocie dotarł na Wawel – a pewnie dotarł, bo powinien – to tak właśnie opisał krwawą łaźnię, jaką Turcy sprawili Europie. W każdym razie 14 lat później Jagiełło działał tak, jakby to usłyszał.