O rozwoju ręcznej broni palnej w XV wieku świadczą zarówno przekazy pisane, jak i ikonografia. Zachowało się też trochę jej oryginalnych egzemplarzy. Z kroniki włoskiego miasta Perugia dowiadujemy się, że nakazano „wykonać pięćdziesiąt bombard długości dłoni, które noszone są w ręce, są piękne i przebijają każdą broń”. Owe krótkie lufy, żelazne lub spiżowe, osadzano na ociosanych klocach drewna, których, mimo największych chęci, kolbami zwać jeszcze nie można. Kaliber luf wynosił 15 – 25 cm, długość 25 – 50 cm.
Strzelanie z takiej broni nie należało do przyjemności. Do niewygód związanych z trzymaniem i celowaniem dochodził jeszcze silny odrzut odczuwany właśnie z powodu braku kolby. Lufy zaczęto więc wyposażać w mocowane od spodu haki. Dzięki nim broń, zwaną teraz hakownicą, można było oprzeć o coś stabilnego: mury miejskie, ściany wozu taborowego lub krawędź największych pawęży szturmowych. Była to wówczas broń jeszcze bardzo niedoskonała. Słabej jakości lufy, długotrwały proces ładowania i wreszcie niewielka celność powodowały, że straty ponoszone od ognia hakownic i lżejszych rusznic były minimalne. Nie może więc dziwić, że wciąż w łaskach były łuk i kusza, celniejsze i bardziej szybkostrzelne, a w przypadku kuszy z naciągiem korbowym – o zbliżonej sile rażenia.
Niemniej ostrzał prowadzony z wielu luf zza dobrze umocnionych pozycji musiał wpływać deprymująco na przeciwnika, zwłaszcza pozbawionego wsparcia własnych strzelców. Jak wszędzie, kluczem do sukcesu było umiejętne wykorzystanie nowej broni i zdolność do współdziałania z innymi formacjami.
Mistrzostwo w tym osiągnęli czescy husyci, a ich doświadczenia promieniowały wówczas na całą Europę.
Doniosłym wydarzeniem było wynalezienie zamka lontowego (połowa XV wieku), pierwszego w dziejach broni palnej i najdłużej bojowo używanego w historii (do pierwszej połowy XVIII wieku).