Cesarini zachęcał Węgrów, by po zażegnaniu sporów uderzyli na Turków. Zapewniał przy tym (grubo na wyrost), że mogą liczyć na pomoc chrześcijańskiej wspólnoty. Madziarzy słuchali zapewnień legata tym chętniej, że w 1442 roku wybitnemu wodzowi Janowi Hunyadiemu udało się odeprzeć trzy najazdy tureckie i odnieść zwycięstwa nad Mezid begiem koło Żelaznej Bramy (Vaskapu), Szehabeddinem paszą nad Jalomicą i nad Turakhan begiem pod Belgradem. To, że w następnym roku najazdów nie było, ugruntowało wśród Węgrów przekonanie o własnej sile i słabości przeciwnika.
Gdy jednak na początku 1443 roku sejm węgierski ogłosił wyprawę na Turka i wezwał narody chrześcijańskie do jej wsparcia, odzew był niewielki. Papież ograniczył się do listów z poparciem i błogosławieństw oraz ogłosił wyprawy krucjatą. Obiecane subsydium nie dotarło do Budy. Zresztą dla Eugeniusza organizacja wyprawy i jej ewentualny sukces był jedynie elementem skomplikowanej gry, mającej na celu umocnienie pozycji papiestwa. Zawiodła także kluczowa dla powodzenia wyprawy flotylla wenecka. Pozostała w portach, gdyż Republika św. Marka nie była zainteresowana psuciem kontaktów z państwem Osmanów – swym głównym partnerem handlowym. Niechętnie przygotowaniom do wyprawy przyglądał się również cesarz Fryderyk III Habsburg. Jej ewentualny sukces mógł wzmocnić pozycję Jagiellonów w Europie, a przede wszystkim na Węgrzech. Dlatego też jak mógł, ograniczał napływ rycerstwa niemieckojęzycznego do Budy.
Wyprawa miała ruszyć w maju lub w czerwcu. Już w marcu Hunyadi organizował wagenburg, czyli obronny tabor, i obsadził go zaciężnymi Czechami. W Zielone Świątki 1443 roku zebrał się w stolicy kolejny sejm. Szczególne wrażenie na zebranych zrobiło wystąpienie despotesa serbskiego Jerzego Brankovicia. Jak zanotował Kallimach, „z płaczem i natarczywie błagał, aby wyzyskali nadażającą się możliwość pomszczenia krzywd zadanych chrześcijanom i przeróżnych klęsk oraz haniebnych męczarni, które tylu ludzi musiało wycierpieć na skutek okrucieństwa Turków. Nieszczęśnik z taką rozpaczą opowiadał o swoich synach, którym wydarto oczy i których wykastrowano, że aż trudno było słuchać tych okropności (...) Zaklinał więc i króla, i innych panów, by pomścili jego i jego synów oraz całe chrześcijaństwo. Mówił, iż burza nadciąga ku granicom Węgier, a lepiej jest mścić się za cudze krzywdy, niż doczekać się aż samemu wraz z innymi pójdzie się na dno”. Wystąpienie to oraz plotki napływające zza kordonu o śmierci sułtana Murada II i klęskach armii tureckiej w bitwach z azjatyckimi rebeliantami zachęciły zebranych do poparcia wyprawy.