Zaborcy odstępowali również od podjętych decyzji, gdy się okazywało, że konsekwentne trwanie przy nich może doprowadzić do poważnych zakłóceń w funkcjonowaniu gospodarczej infrastruktury określonego regionu – na tej podstawie np. w departamencie poznańskim zezwolono Żydom na prowadzenie handlu obnośnego i tolerowano prowadzoną przez nich produkcję rzemieślniczą, w Warszawie zaś stopniowo rozszerzano strefę dozwolonego handlu żydowskiego. W zaborze rosyjskim Aleksander I wstrzymał w 1808 r. zarządzoną wcześniej akcję wysiedlania ludności żydowskiej ze wsi. Władcę przekonały opinie doradców trzeźwo konstatujących, że Żydzi, prowadząc handel i przewożąc pocztę, zaopatrują wieś w niezbędne artykuły i sprzyjają zacieśnianiu jej kontaktów gospodarczych z miastem.

Na szczegółowe badania zasługuje funkcjonowanie samorządu żydowskiego w zaborze pruskim i austriackim. Nie wydaje się, by istotnie ograniczał on swe działania do wyznaczonego im przez władze kręgu religii i dobroczynności. Wielowiekowa tradycja niełatwo odchodzi w przeszłość, zwłaszcza przy braku zaufania do państwa i ograniczonych możliwościach kontroli z jego strony. Jeszcze w 1812 r. Julian Ursyn Niemcewicz, pisarz i sekretarz Senatu Księstwa Warszawskiego, nawoływał do reform, postulując m.in., by „rząd cywilny i religijny żydowski oddzielny od władz krajowych, tym szkodliwszy, że pokątny i tajemny, jako nic wspólnego z prawem Mojżesza niemający, jako ufundowany na zabobonach, ciemnocie, na najszkodliwszej dla całego ludu oligarchii uchylonym być powinien raz na zawsze”.

Dawne praktyki można było kontynuować w ramach nieco tylko zmienionych struktur – oto np. w ciągu kilku lat władze pruskie przekonały się, że ograniczenie kompetencji żydowskiego samorządu w poważnym stopniu utrudniło ściąganie podatków. W 1801 r. zadanie to powierzono „reprezentacjom” gmin, zezwalając im – na ich prośbę, dla zwiększenia skuteczności działania – na rzucanie klątwy na uchylających się od opłat. Znakomicie ułatwiło to proces umacniania się lokalnych elit żydowskich, w których ręku znalazły się zarazem dochody z dzierżawy podatków oraz skuteczny instrument dyscyplinowania płatników.

Z usług tejże grupy korzystał później rząd Księstwa Warszawskiego, równie jak władze pruskie przekonany do konieczności oświecenia i „reformy” Żydów. Wszyscy zapewne ministrowie Księstwa podpisaliby się pod słowami Niemcewicza, że „skruszyć od razu trzeba (...) tę najsilniejszą broń tyranii cywilnej i duchownej, to okropne przeklęstwo, zwane u Żydów cherem. Doktorowie i rabini (...) wszystko, co chcą, ciśnieniem lub zagrożeniem tylko przeklęctwa tego dopiąć lub odwrócić mogą”. Akceptacja dla potępianej praktyki rzucania klątwy usprawiedliwiana względami fiskalnymi potwierdza jedynie, jak desperacko potrzebował pieniędzy rząd stojącego na skraju bankructwa Księstwa Warszawskiego.

Niektóre spośród decyzji podejmowanych przez władze zaborcze mogły jednak cieszyć się uznaniem części ludności żydowskiej. Należało do nich choćby zniesienie przez Prusaków zakazu osiedlania się Żydów w Warszawie (od 1806 r. rozciągnięte na wiele innych miast korzystających wcześniej ze starego przywileju de non tolerandis Judaeis). Zaowocowało to wzrostem liczby starozakonnych mieszkańców Warszawy z 6750 (8,3 proc. ludności miasta) w 1796 r. do 11 911 (17,4 proc.) w 1805 r. Najwyraźniej nie budziło to entuzjazmu autora anonimowej „Śpiewki Mazurów w czasie rządów pruskich” z 1806 r. ubolewającego: „Z Warszawy/ co się teraz zrobiło/ (...) Wszędy Niemca lub Żyda/ Tylko spotkasz na drodze”. Zniesienie przywilejów miast i cechów w Prusach, mimo utrzymania pewnych zarządzeń utrudniających Żydom nabywanie nieruchomości lub podejmowanie niektórych form działalności gospodarczej, poszerzyło ich możliwości aktywności zawodowej. Podobne znaczenie miał wydany już w 1789 r. patent tolerancyjny Józefa II. Po 1795 r. w austriackich i pruskich szkołach średnich i uczelniach pobierało nauki coraz więcej uczniów i studentów żydowskich, w armii austriackiej zaś pojawili się pierwsi oficerowie żydowskiego pochodzenia.