To był album Artura Grottgera zawierający rysunki jego słynnych cykli: „Warszawa I”, „Warszawa II”, „Polonia”, „Lithuania” i „Wojna”. Wśród kucia kos, branki, zamykania kościołów, walk z użyciem szabel, pistoletów i strzelb, widoków pobojowiska jeden z obrazów był szczególnie tajemniczy. Podpis też niewiele mówił: „Żydzi warszawscy”.
Dwóch ludzi w długich, ciemnych szatach i małych czapeczkach trzymało pod ręce brodatego człowieka jeszcze dziwaczniej ubranego, z ogromną futrzaną czapą, na którą narzucono białą chustę. Do piersi miał przyczepioną kokardę, ale jakiej barwy – nie wiadomo, bo rysunki wykonano czarną i białą kredką. Kim byli ci dziwni ludzie i czym zasłużyli na umieszczenie ich wśród tak heroicznych scen? Pół wieku temu takich ludzi się przecież nie widziało. Nie mówiono, że odeszli z tej ziemi tak niedawno. O chasydach i ich cadykach nie uczono w szkołach. O solidarności różnych warstw i grup naszego społeczeństwa przeciw rosyjskiej przemocy też zresztą nie. A po Wiśle pływały statki wycieczkowe o nazwach (w kolejności alfabetycznej) „Dzierżyński”, „Grottger”, „Marchlewski”... Sam widziałem.
Jeżeli i dziś robi się dzieciom wodę z mózgów, to jednak nie aż do tego stopnia. W każdym razie mogą się dowiedzieć, jak było naprawdę, mają wybór, z wolna i z kłopotami, ale poznają polski kanon wartości oraz panteon ludzi rzeczywiście dla Polski zasłużonych. Czy jednak wiedzą – o czym ja w ich wieku nie wiedziałem – kim był Dob Ber Meisels tak sugestywnie narysowany przez Grottgera i dlaczego uroczyście kroczył w pogrzebie pięciu poległych 2 marca 1861 roku, a wcześniej deklarował publicznie: „Polską ziemię kochamy...”?
Andrzej Nieuważny opisuje w tym zeszycie poświęconym udziałowi Żydów w polskich walkach o niepodległość XIX wieku i postać niezwykłego rabina Meiselsa, i wiele innych frapujących ludzi oraz zdarzeń. Miesiąc po wspomnianym pogrzebie doszło w Warszawie do kolejnej masakry dokonanej przez sołdatów i kozaków. Zginął wtedy, jak pisze autor, „17-letni gimnazjalista (a wcześniej uczeń Szkoły Rabinów) Michał Landy trafiony śmiertelnie, gdy niósł upuszczony przez rannego duchownego krzyż. (...) Śmierć młodzieńca stała się inspiracją dla Norwida, który napisał słynny wiersz „Żydowie polscy”:
Więc znowu Machabej na bruku w Warszawie