Jego gospodarz Aleksander Rajchman (1855 – 1915) był literatem, publicystą, współpracownikiem wielu czasopism i dzienników, od 1883 r. wydawcą i redaktorem „Echa Muzycznego i Teatralnego”, od 1885 r. noszącego nazwę „Echo Muzyczne, Teatralne i Artystyczne”. Był postacią w życiu kulturalnym Warszawy bardzo wpływową, ale kontrowersyjną, często skonfliktowaną ze środowiskiem muzycznym i teatralnym. Sprawa budowy gmachu filharmonii nurtowała go od dawna. W przeciwieństwie do innych metropolii europejskich, jak na przykład Berlin, Wiedeń, Paryż, Petersburg, Warszawa nie posiadała gmachu filharmonii, co odbijało się bardzo niekorzystnie na życiu muzycznym.
Ta ważna sprawa bywała często rozważana na łamach prasy i w salonach warszawskiej plutokracji, m.in. u Rajchmanów na „czarnej kawie”, czyli spotkaniach literacko-artystycznych, które odbywały się w każdą niedzielę po południu.
Bolesław Prus pisał w jednej ze swoich kronik w „Kurierze Warszawskim”: „»Czarne kawy« taką aureolą otoczyły nazwisko pana Rajchmana, że uplanowawszy sobie projekt Filharmonii, znalazł dla swego pomysłu silną protektorkę w osobie księżnej Natalii Lubomirskiej, za którą poszli książęta Lubomirscy, hrabiowie Zamojscy, a dalej panowie L. Grossman, J. Herman, Wł. Braustein, Bol. Eiger, Ad. Michalski i E. Młynarski. Spółka ich, zawiązująca się z kapitałem 60 tys. rubli, miała już nosić nazwę »Aleksander Rajchman i Spółka – Filharmonia Warszawska«, a tym sposobem »Czarne kawy« stały się jednym z fundamentów dzisiejszej ogromnej instytucji”. Kończąc swój duży felieton, Prus pisze: „Za 800 tysięcy rubli warto przynajmniej mieć muzykę w wielkim stylu!”. Te słowa Prus napisał kilka dni po otwarciu wspaniałego gmachu Filharmonii Warszawskiej.
Zawiązane na „czarnej kawie” u Rajchmanów Towarzystwo Akcyjne, do którego dołączyło jeszcze kilka osób, m.in. Leopold Kronenberg, przyczyniło się w maju 1900 r. do rozpoczęcia budowy gmachu filharmonii.
W ciągu 18 miesięcy został zbudowany kosztem ponad 800 tysięcy rubli piękny, okazały, bogato zdobiony rzeźbami gmach Filharmonii Warszawskiej, najważniejszy obiekt polskiej kultury muzycznej, który przetrwał do II wojny światowej, aż zniszczyły go niemieckie bomby. Gdy zdjęto rusztowania, jesienią 1901 r. oczom warszawiaków ukazał się okazały, piękny gmach, ozdobiony na wysokości pierwszego piętra figurami Mozarta, Beethovena, Chopina i Moniuszki. Równie piękne były, utrzymane w tonacji wiśniowo-złotej, wnętrza, sufit zdobiło wspaniałe panneau Henryka Siemiradzkiego. W głębi estrady znalazły się organy, dar barona Leopolda Juliana Kronenberga, nie tylko bankiera i przemysłowca, ale i kompozytora amatora (Kronenberg zakupił działkę pod budowę gmachu i wpłacił ogromną sumę do kasy spółki).