Robotnik z miejscowej PPS wdarł się wtedy na trybunę i brutalnie ściągnął z niej agitatorkę. W tej relacji miesza się ortodoksyjność socjaldemokratów z przywiązaniem prostych ludzi do polskiej tradycji i katolickiej religii. Oraz nieufność i oburzenie wobec działaczy żydowskiego pochodzenia, którzy tak obcesowo traktowali największą świętość naszego kraju. Epilog opowieści był taki, że na krewkiego pepeesiaka SDKPiL wydała wyrok śmierci, którego jednak nie wykonano, bo skazaniec sam szybciej wyciągnął rewolwer i rozbroił egzekutora. 15 lat później, podczas wojny z bolszewikami, polski oficer łącznikowy przy grupie gen. Bałachowicza (złożonej z Rosjan, którzy przeszli na naszą stronę) opisywał 4 sierpnia, jak w Krymnie delegacja mieszkańców mylnie wzięła ich za czerwonoarmistów: „Oczywiście, wszyscy byli prawie bez wyjątku kruczowłosi, z orlimi nosami. [Prezes] poinformował nas, jak w panicznym strachu uciekały reakcyjne wojska „bandyty” Piłsudskiego że zamordowali oni kilku »bandyckich« żołnierzy z »białej, polskiej armii«. [...] Ze względu na konieczność zachowania ciszy postanowiliśmy uderzyć na tę bandę białą bronią. Prezes rewkomu przypłacił swoją wiernopoddańczość śmiercią przez powieszenie”.
Podobne wypadki na progu odzyskiwanej niepodległości skłaniały wielu Polaków – jak pisze w tym zeszycie Jolanta Żyndul – do strasznych w skutkach uogólnień. Dochodziło niestety do pogromów, w których ginęli i cierpieli niewinni ludzie. A Żydzi stanowili wprawdzie zauważalny odsetek wśród wielbicieli bolszewików, ale owych wielbicieli było niewielu w stosunku do ponad trzech milionów Żydów na ziemiach polskich. Kilka procent zapewne.
Odsetek identyczny jak w... Legionach Piłsudskiego. Dobrze, że Tomasz Stańczyk przypomina owych legionistów żydowskiego pochodzenia, a zwłaszcza kawalerów Virtuti Militari oraz Krzyża Walecznych przyznanych za wyjątkową odwagę w boju. Przyznanych często pośmiertnie. Przez dziesięciolecia PRL zacierano u nas pamięć o Legionach i o bohaterach PPS-Frakcji Rewolucyjnej, POW, wojny o kształt Niepodległej w latach 1918 – 1920. Pamięć o bohaterach Żydach okrywało zaś szczególnie głuche milczenie. Róża Luksemburg i Feliks Kon, proszę bardzo. Porucznicy Dawid Kelhoffer, Jakub Fast czy Walter Munk zostali natomiast skazani na wieczne zapomnienie.
Przypominamy ich z ogromną satysfakcją. Dobrze byłoby też niekiedy starać się popatrzeć na tamte burzliwe czasy, kiedy całe narody budziły się w naszej części Europy do samodzielnego życia, oczami innych. Starać się zrozumieć, co skłaniało na przykład Żydów do dokonywanych przez nich wyborów i jak trudne to bywały wybory.