Wiersze Tuwima i Słonimskiego były jak szlagiery w Qui Pro Quo, jak popularne w dwudziestoleciu tańce: tanga, fokstroty, shimmy. To w kabaretach prawdziwą sławę zyskali Julian Tuwim i Marian Hemar. Ten drugi był już wcześniej we Lwowie wziętym autorem, mógł podejrzewać jednak, że patrzą tam na niego łaskawym wzrokiem ze względów rodzinnych (ojciec – Ignacy Hescheles był kupcem, wydawał też gazetę „Chwila”, w której pisywał jego stryj, z kolei ze strony matki ciotecznym bratem Hemara był Stanisław Lem). W Warszawie skazany był na siebie i, rzeczywiście, początki miał niełatwe, a nazwisko zdobył dzięki spolszczeniom szlagierów Freda Raymonda. W 1928 r. w swej literackiej kuchni upitrasił jednak, wprawdzie też ze składników sprowadzonych z zagranicy, danie sezonu, popularną i śpiewaną do dzisiaj piosenkę „Kiedy znów zakwitną białe bzy”. Rok później złożył podpis pod kiczowatymi „Oczami czarnymi” i ten „poemat miłosny” (z muzyką Artura Golda) pobił na głowę wszystko, co do tej pory wyszło spod jego ręki. A mało kto wie, że evergreeny stulecia, piosenki z rysunkowego filmu Disneya o Królewnie Śnieżce też napisał Hemar: i „Piosnkę mam tylko jedną” i „Hej ho! Hej ho! Do pracy by się szło”. Nawiasem mówiąc, Królewną Śnieżką po polsku była żona Mariana Hemara, Maria Modzelewska, a siedmioma krasnoludkami – Chór Dana.
Do wielu filmów piosenki pisał inny Żyd lwowski – Emanuel Schlechter, autor świetnych batiarskich przebojów Szczepka i Tońka. Ze swoim kuzynem Władysławem Szpilmanem (tak, tak) w 1935 roku napisał komedię muzyczną „Kot w worku”. Nie przeżył wojny, został zamordowany w 1943 roku.