I tu czeka niejednego z nas niespodzianka. Otóż, niby z Paryża, ale naprawdę ze Wschodu, z „Wieczornym dzwonem” i „Pieśnią burłaków znad Wołgi”. Był to kabaret Siniaja Ptica, założony przez rosyjskich emigrantów w Berlinie. I właśnie z „Niebieskim Ptakiem” przybył w 1924 roku nad Wisłę Fryderyk Járosy, konferansjer wyjątkowy. Legenda głosi, że w Warszawie został dla Ordonki. W każdym razie został. By z czasem szefować Starej Bandzie czy Cyrulikowi Warszawskiemu.

W „Alfabecie wspomnień” Antoni Słonimski tak opisał jego i Niebieskiego Ptaka: „Był to pierwszy teatr rosyjski, który przybył do Warszawy po odzyskaniu niepodległości, i zrozumiałą jest rzeczą, że język rosyjski, zwłaszcza w konferansjerce, był problemem drażliwym. Zaproponowano mi napisanie i wygłoszenie słowa wprowadzającego oraz opracowanie tekstów polskich Járosy’ego. Niewiele było czasu. Całą noc przy kawie i koniaku spędziłem w pokoju hotelu Bristol, ucząc Járosy’ego. Bestia była tak zdolna, że nad ranem mówił już za dobrze. Pozostawał jeszcze problem widowni. Co odpowiedzieć, gdy się ktoś z sali zwróci z jakąś uwagą? Járosy umiał już swój tekst, ale nie rozumiał po polsku. Zaproponowałem mu zwrot uniwersalny: „Motorniczemu surowo zabrania się rozmawiać z pasażerami”. Udało się, bo w dniu premiery ktoś istotnie odezwał się z widowni, i gdy Járosy wygłosił tę czysto warszawsko-tramwajową sekwencję, dostał rzęsiste brawa, które przez długie lata towarzyszyły występom tego ulubieńca publiczności warszawskiej”.

I tak zatoczyliśmy koło: od Tuwima do Słonimskiego i z powrotem. Przystając przy Járosym, długo uchodzącym za Węgra. Tyle że antysemici w związku z jego osobą pytali, czy choć z zagranicy nie można by do polskich teatrów i kabaretów zaimportować jakiegoś zdolnego goja. Odpowiadano: „Można, ale to nie ta skala talentu”.