Relacja o bitwie pod Borodino rosyjskiego podoficera Tichonowa (spisana w 1830 roku)
„Szańce Bagrationa sam widziałem.
Takie kiepskie i szańcami trudno nazwać. W Tarutinie opowiadali, że reduta w Szewardino i bateria Rajewskiego także takie były: wąski rów, głęboki do kolan, stanowiska strzeleckie do ziemi, a przejść przez nie jest niezwykle łatwo i każdego żołnierza wewnątrz widać doskonale.
Konownicyn poprowadził nas na szańce Bagrationa o godzinie ósmej, jeśli nie później. Podeszli nasi w dwie brygady, trzecia zaś była w krzakach. Przygotowaliśmy się i uderzyliśmy na bagnety: Francuzi zaczęli się miotać jak szaleni (śmiech). Francuz jest odważny. Pod ostrzałem stoi dobrze, na kartacze i pociski idzie śmiało, przeciw kawalerii trzyma się brawo, jeśli chodzi o strzelanie, nikt mu nie dorównuje. A na bagnety nie jest zręczny. Kłuje nie po naszemu: uderza cię w rękę albo w nogę, zaraz odrzuca broń i szuka okazji, aby rozpocząć z tobą walkę wręcz. (...)
Dowództwo pod Borodino było takie, jakiego długo się nie doczekamy. Zdarzało się, że kogoś zranili, patrzysz, a tu już na jego miejsce dwóch wskakuje. Dowódcę roty ranili u nas, znieśliśmy go, aby opatrzyć, gdzieś za drugą linię pospolitaków. »Stój! – krzyczy ten do nas (sam blady jak płótno i wargi mu posiniały). Mnie pospolitaczki zniosą, a wam balować nie trzeba, wracajcie do batalionu! Pietrow! Prowadź ich na swoje miejsce!«. Pożegnaliśmy się z nim i więcej go nie widzieliśmy. Opowiadali, że w Możajsku Francuzi wyrzucili go przez okno i od tego umarł. Albo takiego u nas porucznika kartacz ranił. Znieśliśmy go na tyły, rozpinamy mu szynel, żeby go opatrzyli.
Leżał z zamkniętymi oczami; wtem otworzył je, zobaczył nas i mówi: »Co wy, bracia, zebraliście się jak wrony wokół padliny. Wracać na swoje miejsce!