Oracz morza

Bolivar był panem ogromnej, lecz niestabilnej federacji, w skład której wchodziły: Wenezuela, Kolumbia, Panama, Ekwador oraz krótko Peru i Boliwia.

Publikacja: 03.10.2008 10:55

Portret Bolivara w wenezuelskim Panteonie Narodowym w Caracas

Portret Bolivara w wenezuelskim Panteonie Narodowym w Caracas

Foto: EAST NEWS

Wszystkie nowo powstałe republiki były szarpane konfliktami i granicznymi sporami. Słabe, rozbite i skłócone państwa południowej Ameryki nie mogły być równorzędnym partnerem dla mocarstw europejskich i USA. Na dodatek uboga ludność, zwłaszcza indiańska i kolorowa, domagała się zmiany postfeudalnej struktury społecznej, praw i ziemi.

Niewolnicy się buntowali. Widział to Bolivar i ostrzegał: „U naszych stóp zieje wielki wulkan. Kto powstrzyma uciskane klasy? Niewolnictwo zerwie swoje pęta, a ludzie owszelkich odcieniach skóry będą dążyli do władzy”. By przeciwdziałać tym tendencjom, opracował plan zorganizowania kierowanej przez przedstawicieli wszystkich krajów Konfederacji Andyjskiej z własną armią i flotą. Chciał, aby spory wewnętrzne rozstrzygano pokojowo, bez odwoływania się do siły. Postulował także zniesienie niewolnictwa i wprowadzenie kodeksu cywilnego.

Plany Bolivara przestraszyły wielu, toteż na zwołanym w 1826 roku w Panamie kongresie nie zjawili się przedstawiciele Argentyny, Chile i Brazylii. Przyjęte uchwały o współpracy, sojuszu przeciwko Hiszpanii, zakazie handlu niewolnikami nie zostały ratyfikowane przez rządy państw uczestniczących w kongresie. Na dodatek upadły plany inwazji na hiszpańską jeszcze Kubę. Przeciwstawiły się temu Stany Zjednoczone, które same zamierzały „wyzwolić” wyspę i ostrzyły sobie zęby na północne prowincje Meksyku, które padną ich łupem już za 20 lat.

Libertador miał skrępowane ręce, a jego Wielka Kolumbia trzeszczała w szwach. Coraz bardziej uwidaczniały się różnice pomiędzy Nową Granadą, gdzie większość stanowili biali, a Wenezuelą o przewadze ludności kolorowej. Spór graniczny przerodził się w zwycięską dla Kolumbii wojnę z Peru. Nie pomogło już przejęcie władzy dyktatorskiej przez Bolivara w 1828 roku ani nieustanne podróże po bezkresnych drogach, które przyniosły mu tylko przydomek Culo de Hierro (Żelazny Tyłek). Walczył o jedność państwa, ale i jemu brakowało już sił i ducha. Bolały go zdrady dawnych towarzyszy broni, obrzucanie niezasłużonymi kalumniami, a nawet próba zamachu. „Moja chwała! Czemu mi ją odbierają? Dlaczego mnie obrażają?” – pytał rozgoryczony. Jednak najbardziej dotkliwym wstrząsem było zabójstwo mężnego Sucre w 1830 roku.

Zrozpaczony rozpadem swego dzieła Bolivar w kwietniu 1830 roku zrezygnował z władzy i zamierzał wyemigrować do Europy. Nie dane mu jednak było wyjechać z ojczyzny. 47-latek przypominał starca. Schorowany, wycieńczony ciągłymi podróżami, zgryzotami i zabójczą gruźlicą, umierał w delirycznych konwulsjach. Jego ostatnie słowa: „Chodźmy, chodźmy, ci ludzie nas tu nie chcą”, oddawały stan jego krwawiącej duszy.

Libertador zmarł 17 grudnia 1830 roku, pozostawiając pamięć pompatycznego, łasego na sławę, ale nieskazitelnego idealisty i rewolucjonisty. Wyzwolił Amerykę Południową z hiszpańskich okowów, lecz nie potrafił zapewnić jej stabilności i pomyślności. Czy udałoby się to komuś innemu, należy wątpić. Bolivar zdawał sobie sprawę z połowicznego zwycięstwa. Tuż przed śmiercią w liście do Juana Floresa, twórcy Ekwadoru, czytamy: „Ameryką nie sposób rządzić. Ci, co służyli rewolucji, orali morze. (...) Ten kraj wpadnie w końcu w ręce nieokiełznanego motłochu i przerodzi się w prawie niedostrzegalne małe tyranie wszystkich odcieni skór i ras. Ponieważ zżerają nas wszelkiego rodzaju zbrodnie i unicestwia okrucieństwo, Europejczycy nie zadadzą sobie trudu podboju. Jeśli jakaś część świata mogłaby powrócić do pierwotnego chaosu, to byłby to ostateczny stan Ameryki Południowej”. Jak wiemy, czarne wizje Wyzwoliciela urzeczywistniły się w XIX i XX wieku.

Wszystkie nowo powstałe republiki były szarpane konfliktami i granicznymi sporami. Słabe, rozbite i skłócone państwa południowej Ameryki nie mogły być równorzędnym partnerem dla mocarstw europejskich i USA. Na dodatek uboga ludność, zwłaszcza indiańska i kolorowa, domagała się zmiany postfeudalnej struktury społecznej, praw i ziemi.

Niewolnicy się buntowali. Widział to Bolivar i ostrzegał: „U naszych stóp zieje wielki wulkan. Kto powstrzyma uciskane klasy? Niewolnictwo zerwie swoje pęta, a ludzie owszelkich odcieniach skóry będą dążyli do władzy”. By przeciwdziałać tym tendencjom, opracował plan zorganizowania kierowanej przez przedstawicieli wszystkich krajów Konfederacji Andyjskiej z własną armią i flotą. Chciał, aby spory wewnętrzne rozstrzygano pokojowo, bez odwoływania się do siły. Postulował także zniesienie niewolnictwa i wprowadzenie kodeksu cywilnego.

Historia
Telefony komórkowe - techniczne arcydzieło dla każdego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Historia
Paweł Łepkowski: Najsympatyczniejszy ze wszystkich świętych
Historia
Mistrzowie narracji historycznej: Hebrajczycy
Historia
Bunt carskich strzelców
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Historia
Wojna zimowa. Walka Dawida z Goliatem