Frustrowało ją to, że Hiszpania nie potrafiła zapewnić ochrony swym poddanym coraz mocniej niepokojonym przez Anglików. Co więcej, w koloniach prawie nie stacjonowała hiszpańska armia, a porządku pilnowały miejscowe milicje. Zaczytujący się w nielegalnych pismach oświeceniowych Kreole oraz Metysi żądali zmian. Mieli dosyć narzucanych przez dwór urzędników, ich pogardy i ignorancji dla miejscowych warunków. Nie godzili się na wysokie podatki i brak wpływu na zarządzanie koloniami. Powszechnie uważano, że klasa „półwyspiarzy”, bo tak nazywano przybyszy z metropolii, jest zbyteczna. Przecież Kreole z powodzeniem zastępowali ich w armii i niższych urzędach, bogacili się na handlu i uprawie ziemi. Oglądając się na przykłady płynące z Francji, a przede wszystkim z niedawno powstałych Stanów Zjednoczonych, coraz jawniej głoszono hasła uniezależnienia się od Madrytu. W dużo mniejszym zakresie taka postawa występowała u „warstw milczących”, czyli zmuszanych do niewolniczej pracy Indian i Murzynów. Przystąpienie Hiszpanii do blokady kontynentalnej w praktyce doprowadziło do zerwania więzów ekonomicznych z koloniami. Rosła za to wymiana towarowa z Wielką Brytanią. Na dodatek Kreole nie zamierzali uznać narzuconego przez Napoleona króla Józefa i tworzyli lokalne junty (junta to inaczej związek, rada) wierne zdetronizowanemu Ferdynandowi VII, ale jednocześnie nie chcieli się podporządkować centralnej juncie hiszpańskiej. Okazało się, że mieszkańcy kolonii sami mogą dbać o swoje interesy.