Walka z antysemityzmem w tak zwanej Polsce Ludowej przypominała zasady centralnego planowania. Ów system nakazowo-rozdzielczy, notabene wprowadzany usilnie przez jednego z bohaterów tego zeszytu Hilarego Minca, skutecznie niszczył narodową gospodarkę od samego początku rządów komunistycznych w Polsce. Jego istota wypływała z przekonania, że upaństwowienie środków produkcji oraz grupa trzęsących się ze strachu przed Moskwą przywódców, wspomagana mnogimi gromadami urzędników, potrafią zastąpić prawa wolnego rynku.
Jeżeli politbiuro w Warszawie decydowało, gdzie zbudować mleczarnię czy jakiej średnicy gwoździe produkować, dajmy na to, w Gliwicach, to nic dziwnego, że zarówno mleka, jak i gwoździ brakowało tam, gdzie były rzeczywiście potrzebne. Nie można założyć, że decyzje owe były podyktowane złą wolą. Przeciwnie. Towarzysze z kierownictwa naprawdę myśleli, że odgórnymi nakazami i dzieleniem biedy stworzą ustrój szczęśliwości społecznej. Podobnie bywało z polityką dotyczącą kwestii obywateli narodowości żydowskiej. Intencji takiego na przykład Gomułki czy nawet Bieruta w końcu lat 40. nie należy w czambuł potępiać i wykluczać, że istotnie chcieli wspomóc niedobitki Żydów polskich, którzy ocaleli w kraju i wracali z ZSRR.
Dziś jednak we w miarę normalnym społeczeństwie aż trudno sobie wyobrazić owo odgórne sterowanie: ilu Żydów i gdzie ma zostać zatrudnionych, ilu może wyjechać, ilu trzeba sprowadzić, na co im pozwolić, a czego i kiedy zabronić, itd., itp. Ten właśnie system centralnego planowania opisuje w niniejszym zeszycie profesor Grzegorz Berendt. W tym śmiesznym, a jednocześnie tak strasznym systemie do głowy przywódcom przyjść nie mogło, że wystarczyłoby prawo, iż każdy obywatel polski może zamieszkać w swoim kraju albo go opuścić, kiedy zechce, założyć gazetę, teatr, wydawnictwo, szkołę, przedsiębiorstwo czy organizację. A winnych łamania prawa należy ścigać i karać.
Naczelną dewizą komunistów było jednak utrzymanie władzy za wszelką cenę. Stąd obsadzanie kluczowych stanowisk w aparacie władzy, w policji politycznej, we „froncie propagandowym” towarzyszami pochodzenia żydowskiego. W nieprzychylnym otoczeniu podbitego po raz drugi w czasie jednej wojny narodu stanowili oni rękojmię lojalności i żarliwości w wykonywaniu dyrektyw.
Przy okazji doskonale nadawali się do roli kozła ofiarnego, co moje pokolenie doskonale pamięta z okresu Marca ‘68. Ale i podczas „utrwalania władzy ludowej” oraz październikowej „walki z błędami i wypaczeniami” taką rolę im przydzielono. Dlaczego wojsko i milicja nie zażegnały pogromu w Kielcach? Dlaczego doszło do niego parę dni po sfałszowanym referendum 1946 roku? Dlaczego dziesięć lat później twardogłowi „natoliczyńcy” usiłowali winą za stalinowski terror obarczyć „puławian”? Zasada „dziel i rządź” znakomicie pasuje do systemu centralnego planowania.